poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział XIII - W końcu coś we mnie pękło...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ (Proszę <3)
Nie odwracałam się, by na niego spojrzeć, nie chciałam patrzeć mu w oczy i widzieć w nich szoku i bólu. To było i tak zbyt wiele jak dla mnie. Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Słyszałam jego dochodzące z dołu łkanie i wbiłam twarz w poduszkę, ale moje uszy, chcąc nie chcąc, musiały przyjąć ten dźwięk. Ryczałam jak bóbr. Po mniej niż pięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Miałam to gdzieś, nie potrafiłam teraz myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co zrobiłam Harry’emu. Jednakże osoba, która stała przed drzwiami musiała wiedzieć, co czuję i po prostu weszła do środka, starannie zamykając drzwi, a potem przykucnęła przy łóżku. Rozpoznałam perfumy Louisa. Najwyraźniej przyszedł tu, by mnie pocieszać, gdy tylko skończył pocieszać Hazzę. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy zakłóconej tylko naszymi oddechami i niewyraźnymi głosami dochodzącymi z dołu. Tomlinson dobrze mnie znał i wiedział, ze potrzebuję teraz po prostu chwili na przemyślenie wszystkiego. I rzeczywiście, mój mózg pracował na przyspieszonych obrotach, przez moje myśli przewijały się dziesiątki obrazów, chwil spędzonych razem ze Stylesem. Najpierw afera z Hayley i rzekomym obmacywaniem jej przez Harry’ego, później pobyt Zayna w szpitalu i unikanie mnie, potem pobicie, a teraz to – zostałam zmuszona z nim zerwać. Czemu? No dlaczego tak naraz? W końcu Lou usiadł obok mnie i zaczął lekko gładzić mnie po plecach.
- Czemu? – spytał po chwili. W jego głosie nie było pretensji ani złości, nie miał do mnie żalu. Chciał po prostu wiedzieć dlaczego.
- Musiałam. – odparłam. Zabrzmiało to bardziej jak „mufiałam”, bo wciąż miałam twarz wciśniętą w materiał miękkiej poduszki.
- Czemu? – powtórzył pytanie. „Why?” To słowo rozbrzmiewało w mojej głowie niczym echo przez następne parę chwil, potrzebne mi do sformułowania spójnej odpowiedzi.
- Paul. Zwyczajnie by mnie zwolnił, już nigdy bym go nie zobaczyła. Wiesz, do czego jest zdolny.
- Tak. – przytaknął Louis. Już wszystko rozumiał. Teraz było mu po prostu przykro, wiedziałam to.
- Tak bardzo mi przykro. – wyszeptał, jakby na potwierdzenie moich słów. Po prostu mnie przytulił. Chciało mi się płakać, ale zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie miałam na nic siły, byłam po prostu zmęczona. Chłopak podźwignął mnie do pozycji siedzącej i wytarł mi twarz wyciągniętą z kieszeni chusteczką. Bezwiednie oparłam głowę na jego ramieniu, oddychając miarowo, a on głaskał mnie po włosach. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, aż podskoczyłam. Do środka z pety weszli Zayn, Niall i Liam, a Lou rzucił im gniewne spojrzenie.
- Co wy do cholery… - zaczął, ale Horan gwałtownie mu przerwał.
- Och, Rebecca! Dlaczego, dlaczego to zrobiłaś? On tak cię kocha i ja myślałem, że ty też, sorry, jeśli jestem chamski, ale po prostu nie mogę, wiesz, jak on cierpi?! Co on przeżywa?! No normalnie myślałem, że on tam zejdzie na zawał, zaczął ryczeć tak nagle i chyba dostał palpitacji, potem poszedł się porzygać, strasznie mi go żal! – chłopak wyrzucał z siebie tony słów i mówił tak szybko, że ledwo go rozumiałam. Czułam narastający ból w klatce piersiowej i silny ucisk  w sercu. Oddychałam coraz szybciej, miałam wrażenie, że zaraz udławię się powietrzem –Wreszcie tak tępo opadł na kanapę i…
- Dość! – wydarł się Louis, najwyraźniej rejestrując niepokojące zmiany w moim oddechu – Nie widzisz, jak ona się czuje?! – przycisnął mnie mocniej do siebie.
- No na serio, Niall, chcesz ją wykończyć? – ofuknął przyjaciela Liam, który już zorientował się w sytuacji – Nie zauważyłeś, jak reaguje na te twoje opisy cierpienia Harry’ego?
- Co się stało? – spytał łagodnie Zayn, podchodząc do mnie i przede mną kucając. Patrzyłam na niego ogłupionym wzrokiem królika otoczonego przez myśliwych. Matko jedyna, do czego ja doprowadziłam?! Jak mogłam go tak bardzo zranić?! Zrobiło mi się niedobrze.
- Modest. – mruknął Tomlinson, widząc, że nie jestem zdolna do wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku – Higgins kazał jej zerwać z Harry’m, albo ją zwolni i już nigdy więcej go nie zobaczy. A ona go kocha.
- Och. – mruknął Niall – Przepraszam.
Wszyscy podeszli do mnie i mnie przytulili. Poczułam się bezpieczna, czując ich lekki uścisk i ciepło ich ciał. Zaskakujące wprost. Mój oddech zaczął powoli się wyrównywać, wtedy mnie puścili. Uśmiechnęłam się blado.
- Idę z nim pogadać. – powiedziałam cicho. Nie bardzo chciałam stawiać temu czoła, ale nie miałam wyboru. Dostałam już wystarczająco dużo czasu, by nieco się uspokoić. Powoli wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Harry siedział na kanapie i wyglądał na bardzo zranionego. Ku mojemu zdziwieniu rozmawiał przez telefon.
- Nie! – jęknął – Nie mogę, to za bardzo ją zrani. Tak, wiem. Nie obchodzi mnie to, skrzywdzę ją tym. Nie możesz! – poderwał się nagle z miejsca i wtedy mnie zobaczył. Jego oczy (ponownie) napełniły się łzami – Dobrze. – wyszeptał – Kiedy? Tak. Okay, wygrałeś! Już jutro? Ech, dobrze. Ale pamiętaj, że robię to tylko dla niej! Mam to gdzieś, ja nadal ją kocham! Nara. – rozłączył się.
- Rebecca? – zaczął niepewnie. O, nie, nie mogę pozwolić na to, by żył w przekonaniu, że naprawdę z nim zerwałam dla sobie tylko znanych powodów ani chwili dłużej!
- Nie. – przerwałam mu – Zaraz cię wysłucham, ale najpierw ty posłuchaj mnie. Może to brzmi niewiarygodnie, ale wcale nie chciałam kończyć tego związku. Bo chodzi o to, że… – zaczęłam mu wszystko tłumaczyć, że Paul mnie zmusił i tak dalej. Nie wiem, czy to wypadło dość przekonująco, ale starałam się, naprawdę. Kiedy zamilkłam, patrząc na niego wyczekująco, Hazz się odezwał.
- Myślałem, że… - zaczął drżącym głosem – Przepraszam.
- Nie. To ja cię przepraszam. – wyszeptałam i po prostu się do niego przytuliłam. Nie miałam siły już niczego mu tłumaczyć, to i tak było zbyt wiele.
- Teraz chyba moja kolej na newsy. – stwierdził, nieco się ode mnie odsuwając. Chyba próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego jakiś dziwny grymas.

- Bo wiesz… Nie jesteś jedyną osobą, którą Paul straszył zwolnieniem cię. Powiedział mi, że mam udawać związek z Kendall Jenner. Za jakieś dwa tygodnie mam pojechać z nią na randkę, a następnego dnia rano iść z nią na spacer… Że niby dwa tygodnie po rzekomym rozstaniu z tobą. On chyba lubi robić ze mnie męską dziwkę… - westchnął. Zamurowało mnie. Kendall Jenner? Od razu pobiegłam na górę po laptopa, a gdy wróciłam z powrotem na dół, włączyłam go i wpisałam w Google jej imię i nazwisko. Zdjęcia, które zobaczyłam tylko mnie dobiły. Była naprawdę ładna.
 Poczułam się zazdrosna. I nagle dotarła do mnie kolejna, druzgocąca świadomość: Harry będzie musiał ją całować i przytulać przed kamerami, a ich zdjęcia trafią na okładki gazet. Już widzę te teksty w stylu: „Uff, Hazza i ta dziwka Collins w końcu zerwali! #happyforever”. Krótko po pobiciu czytałam taki wpis na Facebooku: „I jak, jesteście zadowolone z siebie?! Jak można być aż tak agresywnym?! Za co jej nienawidzicie? Za to, że Harry jest przy niej szczęśliwy? A może za to, że ją kocha? Zazdrosne? On i tak nigdy z wami nie będzie. Możecie ją pobić i  zwyzywać, ale pomyślałyście o tym, że przy okazji niewyobrażalnie wprost ranicie Hazzę, którego ponoć tak kochacie? Jesteście żałośnie ślepe.” Byłam wtedy strasznie wdzięczna tej dziewczynie, zwłaszcza że wiele osób przyznało jej rację. A teraz? Żadne wpisy mi nie pomogą, nic mi nie pomoże, nic nie zmieni decyzji Paula. Spojrzałam na Harry’ego. Te usta kiedyś były tylko moje. Teraz już nie są. Kendall Jenner… Czułam do niej niechęć, chociaż bardzo się starałam nie mieć jej tego za złe.
- Tak bardzo mi przykro… - powiedział cicho. Wtedy na dół zeszła reszta. Louis chyba szykował się do wyjścia, a Zayn nawijał przez telefon.
- Nie, nie! Zielone, mają być ZIELONE! Żadnych żółtych, wyłącznie zielone… - no tak, przygotowania do ślubu z Perrie.
- Gdzie idziesz?  - spytałam Louisa.
- Z El do Starbucksa. – odparł, zakładając dżinsową kurtkę.
- Miłej randki. – uśmiechnęłam się do niego.
- Co tam? – spytał Niall mnie i Hazzę – U was… okay?
- Higgins kazał mi udawać związek z Kendall Jenner. – wypalił Harry bez zastanowienia.
- COO?! – Zayn się rozłączył, Louis wypuścił but z dłoni, Liamowi szczęka opadła, a Niall po prostu podszedł do Stylesa i go przytulił. Po chwili mieliśmy już zbiorowy uścisk, a on zawsze mnie uspokaja. Wszystkie te prywatne i zawodowe (takie jak wyciek naszej płyty tydzień przed premierą) beznadziejne sytuacje mnie wyczerpały, ale teraz czułam się znów dobrze. Nawet pomimo Kendall Jenner.
- Kiedy masz… Zacząć? – zapytał Tomlinson, obejmując przyjaciela ramieniem.
- Za dwa tygodnie. A jutro mam się z nią spotkać i wszystko omówić.
- O której godzinie? – Malik uprzedził mnie, zadając pytanie, które właśnie mi się nasunęło.
- Dwunasta. – mruknął. Zaraz, przecież… Dwunasta! O tej godzinie Paul umówił mnie na wywiad!
- Jak on mógł?! – zawołałam nagle, podrywając się z miejsca. Zaczęłam niespokojnie spacerować po salonie, w tę i z powrotem – Wiedział, że będę chciała iść z tobą i nie chciał do tego dopuścić! Jest podły, po prostu podły! Nic się nie zmienił, odkąd pierwszy raz go spotkałam!
- Och, tak nam przykro. – powiedział Liam – Ale jesteśmy z wami, możecie na nas liczyć.
- Właśnie. – przytaknął Zayn – Nie martwcie się, będzie dobrze. – opadłam na kanapę i przytuliłam się do swojego chłopaka.
- Ej, słuchajcie… - zaczęłam z wahaniem – Czy któryś z was mógłby pójść ze mną jutro na ten wywiad? Chyba potrzebuję wsparcia, bo jak mam mówić, że Harry i ja nie jesteśmy już razem, to…
- Ja z tobą pójdę. – powiedział od razu Louis. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Ech, fajny prezent Paul mi dał na nadchodzące Święta… A, właśnie! Boże Narodzenie! Prezenty, wizyta u rodziny i takie tam… Potem sylwester… No cóż, bywa.
- A ja? Kto pójdzie ze mną? – spytał Harry, patrząc na nas skrzywdzonym wzrokiem.
- Ja. – zaoferował się Zayn – Jak będziemy wracać, to mam po drodze do Pezz.
- Dzięki, stary.
***
Starałam się nie rozpłakać. Louis tulił mnie do siebie już od pół godziny, a ja cała się trzęsłam i zaciskałam dłonie w pięści. Nie miałam ani krzty siły na ten wywiad, ale wiedziałam, że muszę go udzielić.
- Spokojnie, shh… - Lou spojrzał na mnie z troską – Przecież będzie dobrze.
- Nie będzie dobrze. – potrząsnęłam głową. Nie kłócił się ze mną.
- No dobra, Rebecca, zaczynamy. – stwierdziła Susan, redaktorka, która miała przeprowadzić ze mną wywiad. Od razu przeszła ze mną na ty i w sumie nie miałam nic przeciwko temu.
- Okay. – westchnęłam. Kobieta przysunęła jedno z krzeseł bliżej kanapy, na której siedzieliśmy ja i Tomlinson. Na kolanach trzymała laptopa, by zapisywać wszystko, co powiem.
- No dobrze. A więc… - zadawała masę pytań o jakieś błahostki i różne nieistotne sprawy, aż do chwili, w której spytała o mój związek z Harry’m.
- My… Nie jesteśmy już razem. – powiedziałam, a łzy w końcu zaczęły płynąć z moich oczu. – Proszę nie notować, że płaczę. – dodałam. Zaczęłam opowiadać jej wcześniej skonsultowaną z Paulem  historyjkę o tym, że kłóciliśmy się o coś tam, nie dogadywaliśmy się i zerwaliśmy, ale nadal utrzymujemy przyjacielskie stosunki. Z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej niedobrze, zwłaszcza, że miałam świadomość, iż masa ludzi to przeczyta, wszyscy się dowiedzą. I się zacznie… Ukrywanie się, pokątne pocałunki, stanie jak najdalej od siebie na scenie… Byłam wdzięczna Susan, gdy w końcu skończyła ten beznadziejny, pełny kłamstw wywiad. Miałam dość.
- Chodź, wracamy do domu. – Lou pomógł mi podnieść się z kanapy – Przy okazji podjedziemy po El, okay? Ostatnio spędzałem z nią mało czasu i chcę jakoś jej to wynagrodzić.
- Jasne. Dzięki, że byłeś ze mną przez cały czas.
- Przecież się przyjaźnimy, nie zostawiłbym cię. – uśmiechnął się. Odpowiedziałam mu tym samym i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku redakcji „OK!”.
Eleanor wyglądała jak zwykle świetnie. Kiedy tylko wsiadła do samochodu, objęła mnie, powiedziała, że wszystko będzie dobrze i stwierdziła, że zawsze mogę do niej dzwonić jakby coś, a ona postara się mi pomóc i mnie wesprze. Zdziwiła mnie tym, bo w sumie słabo się znamy i rozmawiałam z nią tylko parę razy, ale podobała mi się w niej ta życzliwość. Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym zobaczę Hazzę, żebym mogła dowiedzieć się czegoś na temat jego udawanego związku z Kendall Jenner. W czasie jazdy opowiedziałam El o wszystkim ze szczegółami – o szantażu Higginsa, udawanym zerwaniu i pseudozwiązku Stylesa. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Gdy w końcu dotarliśmy do domu, praktycznie wybiegłam z auta i wpadłam do środka jak burza. Hazz siedział na kanapie i gadał z Niallem i Liamem. Na mój widok urwał w pół słowa.
- Cześć… - powiedział cicho – Ona kazała ci powiedzieć, że jej przykro, że przeprasza i że wcale nie chce być przyczyną rozpadu naszego związku, ale jeśli by się nie zgodziła to Paul znalazłby jakąś inna dziewczynę. I jeszcze poprosiła mnie, żebym ci to dał. – wyciągnął w moją stronę jakąś kartkę. Widniał na niej ciąg cyfr – zapewne numer do Kendall.
- Zabierz to sobie, nie chcę tego. – bez wahania odrzuciłam propozycję posiadania w swym inwentarzu numeru panny Jenner – Mam gdzieś jej numer i jej przeprosiny. Przy najbliższej okazji powiedz jej, że dopóki zamierza obściskiwać się z moim chłopakiem, to może sobie wsadzić w dupę swoje gówno warte przeprosiny. – nie chciałam być aż tak obcesowa, ale byłam po prostu zmęczona i zdenerwowana, a to, że Kendall Jenner jest przykro niewiele mi pomaga. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, zaskoczeni byli szczególnie chłopcy, bo wiedzieli, że na ogół tak się nie zachowuję.
- Och, przepraszam. – westchnęłam, siadając obok Harry’ego i wtulając się w jego bok – Jestem po prostu podenerwowana.
- Myślisz, że jest mi łatwo? – spytał Harry z żalem w oczach – Wcale nie chcę tego robić, ale nie mam wyboru. Wiesz, że to ciebie kocham…
- Tak, wiem. – szepnęłam. Lou i El poszli na górę, Liam stwierdził, że zadzwoni do rodziców, a Niall poszedł zatweetować do fanek. I tym oto sposobem ja i Hazz zostaliśmy sami. Pocałowałam go w usta, wlewając w ten pocałunek cały swój żal, ból, przygnębienie i smutek.
***
Czas płynie szybko, zbyt szybko. Nim się obejrzałam minęły dwa tygodnie. Patrzyłam na ich zdjęcia w samochodzie i zbierało mi się na płacz. 
To tak na dobry początek.
Na tych zdjęciach było doskonale widać, ze Harry nie jest szczęśliwy. Nie wiem, jak ludzie mogą tego nie zauważać. Wkrótce jedziemy do Nowego Jorku, by dać tam parę koncertów, Kendall też ma tam być. Harry będzie spał w tym samym hotelu co ona i wyjdą stamtąd razem. Ktoś usiadł obok mnie, nawet nie słyszałam kroków, nie odwróciłam też głowy. Spodziewałam się Harry’ego, ale perfumy zdradziły Louisa.
- Wiesz, bez względu na to, ile czasu będzie musiał spędzać z Kendall, on nadal będzie cię kochał tak samo jak zawsze i to się nigdy nie zmieni. – odezwał się.
- Ech, tak, wiem. Ale to jednak trudne, przecież o tym wiesz. – westchnęłam.
- Mam tego świadomość. – przytaknął – Harry to mój przyjaciel, spędziłem z nim bite trzy lata, 24 na dobę. Znam go dobrze i wiem, jak ważna jesteś dla niego. Kocha cię bardziej niż kogokolwiek innego, dla ciebie zostawiłby wszystko, rzuciłby cały świat, żeby być przy tobie.
- Racja, Lou. – usłyszałam głos Stylesa. No tak, wszystko… Ale nie zespół. Nie coś, o co walczył, na co ciężko pracował. O mnie nie musiał walczyć – zawsze byłam jego.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czeeeść! Sorki, ze tak długo nie dodawałam rozdziału, ale sytuacja rodzinna (pogrzeb dziadka) i brak czasu mi to uniemożliwiły. Ale już jestem i chcę wam wszystkim powiedzieć, ze jestem wam naprawdę wdzięczna za wszystkie wyświetlenia i całe wsparcie, jakie mi okazujecie. DZIĘKUJĘ <3 Proszę jak zwykle o kilka komentarzy i chciałabym wam przypomnieć, ze nadal możecie podawać mi adresy swoich blogów, które z chęcią odwiedzę i skomentuję. Byłoby również miło, gdybyście zechcieli polecić mojego bloga swoim znajomym czy coś, ale oczywiście do niczego was nie nakłaniam, to tylko taka sugestia ;) No to pozdro wszystkim!

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział XII - Jak w tych głupich romansach - nóż prosto w serce.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nerwowo wyłamywałam sobie palce, stojąc przed salą sądową.
- Spokojnie, panno Collins, proszę się nie denerwować. – pani prokurator lekko się do mnie uśmiechnęła – Wszystko będzie dobrze.
Dobrze? Ta, z pewnością. Zwłaszcza przy akompaniamencie wrzasków „Die, Bitch, die!” dochodzących zza okna. Psychofanki tłumnie zebrały się pod budynkiem sądu, by obrzucić mnie wyzwiskami i opluć gumą do żucia. Poprawiłam ubranie i wzięłam kilka głębokich oddechów. Rozprawa zaraz się zacznie.
- Prosimy wszystkich państwa na salę. – odezwał się ochroniarz, otwierając drzwi. Miałam wyrzuty sumienia, bo to ja oskarżałam. Wiedziałam, że Max postąpił źle i zachowywał się naprawdę obrzydliwie, ale jednak współczułam mu. Zajęłam odpowiednie miejsce, a Max, który siedział na miejscu pozwanego patrzył na mnie wściekle.
*2 godziny później*
- … Maximilian Isaiah Parker zostaje uznany za winnego zarzuconych mu czynów, czyli wielokrotnego nachodzenia Rebecci Anne Collins oraz uszkodzenia ciała Zayna Javaada Malika i, na mocy nadanego mi prawa, skazany na dwa lata pozbawienia wolności. Zamykam rozprawę. – krótkie stuknięcie młotka odbiło się echem w Sali. I już? Koniec? Wiedziałam, co to oznacza dla Maxa – dwa lata w więzieniu. Co ja narobiłam?! Obwiniałam się, lecz jakiś głos w głębi mojej głowy podpowiadał mi, że postąpiłam słusznie.
- Dwa lata w pace. Wielkie dzięki, złotko. – warknął mój były, gdy mnie mijał. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
- Nie przejmuj się nim. – Harry mnie przytulił – Byłaś dzielna.
- Ech, dzięki. – westchnęłam.
- To jak? Do domu? – spytał Niall, który chyba też się denerwował.
- O tak. – przytaknął mu Zayn – Przyda nam się odpoczynek.
Wszyscy wyszliśmy z budynku. Zadziwiające, że podczas tak prostej czynności chłopcy znaleźli czas na dziesięć tysięcy dowcipów i skakanie sobie na plecy. W dodatku, gdy przed wejściem do budynku sądu Liam zauważył ukrywającego się w krzakach fotoreportera, korzystając z faktu, że stoi za Harry’m, ściągnął mu spodnie na środku ulicy, co paparazzi uwiecznił. Ciekawe, w której gazecie zobaczę jutro to zdjęcie. Wrzeszczących fanek nigdzie nie było, co przyjęłam z ulgą.
- Em, słuchajcie, ja muszę jeszcze coś załatwić. Właśnie sobie uświadomiłam, że tu niedaleko mieszka taka moja koleżanka – Chloe. Chciałabym ją odwiedzić, wrócę autobusem, dobra?
-Jesteś pewna? – spytał Louis – Może weź ze sobą Dave’a…? – zaproponował niepewnie, wskazując na jednego z naszych ochroniarzy.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. – uśmiechnęłam się.
- A może… - zaczął Hazz, lecz mu przerwałam:
- Och, daj spokój. Przecież nic mi nie będzie. – wywróciłam oczami. Pomachałam chłopakom i ruszyłam przed siebie, a oni pojechali samochodem. Po chwili usłyszałam za sobą kroki. A właściwie bieg – i to bieg tłumu. Odwróciłam się i zobaczyłam całe mnóstwo drących się, rozwścieczonych dziewczyn. Och, mogłam wziąć Dave’a ze sobą! Bałam się, czułam jak miękną mi kolana, a krew ścina się w żyłach. Nie wiedziałam, jak daleko się posuną. Bo w końcu wiadomo było, co zrobią – czekał mnie zbiorowy lincz.
***
- Nie wiem, co robić! – jęknęłam, nerwowo wygładzając ubranie – To mnie przerasta! Widziałaś mojego Twittera? One nie dadzą mi spokoju! Nigdy! Zwłaszcza po tej napaści, gdy kilkanaście z nich poczyniło już pierwszy krok. – wymownie spojrzałam na rozległe siniaki na swojej odsłoniętej ręce. Nadal okropnie bolały mnie poobijane żebra. Miałam dużo szczęścia, że ich nie połamały. Rose objęła mnie ramieniem.
- Wiem, że ci ciężko. – powiedziała cicho – Ale nie możesz się poddawać. Chyba nie chcesz zrezygnować? Odejść z zespołu?
- Sama nie wiem. – westchnęłam cicho – Gdyby ktoś powiedział mi parę dni temu, że będę rozważała taką decyzję, wyśmiałabym go. Ale teraz… Kiedyś w ogóle się nie bałam, bo myślałam, że na agresywnych wpisach w Internecie się skończy. A tymczasem one posunęły się do rękoczynów. Pobiły mnie na ulicy! Ja… To dla mnie bardzo trudne. Nie mogę już czuć się bezpieczna. Nie mogę mieć pewności, że to się nie powtórzy. Mama dzwoniła do mnie tyle razy, wiesz, jak ona potrafi się martwić. Była przerażona tym pobiciem, niemal żądała, abym odeszła z 1D.
- A Harry? Co z Harry’m?! – zawołała desperacko dziewczyna.
- Jeśli odejdę to nie skończy się mój związek z Harry’m. Po prostu będę spędzała z nim mniej czasu.
- Ale chcesz tego? C h c e s z odejść?
- Nie. – pokręciłam głową i przesunęłam dłonią po podłużnym zadrapaniu na policzku – Nie chcę. Poza tym, nie podjęłam przecież jeszcze żadnej decyzji.
- Chłopakom będzie na pewno bardzo przykro, jeśli zostawisz zespół. No i byłaś taka wytrwała! Tyle przeszłaś! Te wszystkie piosenki! Zostawisz ich z kilkoma piosenkami z twoim udziałem, a resztą bez? Zamierzasz zostać dezerterem?
- Nie graj na moim sumieniu, Rose. – trąciłam ją ramieniem z lekkim uśmiechem – Jest mi po prostu ciężko. Nie bardzo wiem, co robić. Naprawdę nie chciałabym odchodzić z One Direction, ale… Ech. Jeszcze się nie zdecydowałam.
- Okay. – pogładziła mnie po ramieniu – To twój wybór. Zastanów się nad tym na spokojnie. Ale… Znasz moje stanowisko w tej sprawie. Mam nadzieję, że porządnie to przemyślisz zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję.
- Jasne. Dzięki za zrozumienie. – uściskałyśmy się na pożegnanie i opuściłam dom mojej przyjaciółki.
***
- Cześć. – powiedziałam, ściągając buty. Harry podszedł do mnie. Na jego twarzy malowało się napięcie.
- Cześć, Rebecca. – miałam wrażenie, że nieco się skrzywił, gdy spojrzał na moje ręce i twarz, ale może tylko mi sie zdawało. Pocałowałam go i poszłam do salonu. Czułam się winna.
- Hej. – Louis uśmiechnął się blado. Śmiali się o wiele mniej niż kiedyś. Właściwie prawie wcale. Za każdym razem, kiedy którykolwiek z nich widział moje siniaki, odwracał wzrok. Wszyscy mieli poczucie winy, bo ich fanki mnie zaatakowały. Nie miałam do nich żalu, ale oni mieli go do siebie. W jednym z wywiadów powiedzieli, że te dziewczyny nie mają prawa nazywać się ich fankami i że są obrzydliwe. Że zrobiły coś niewybaczalnego i mnie kochają, a one zrobiły mi krzywdę. Było mi z tym źle. Bardzo. Chciałam przejść nad tym do porządku dziennego, ale wiedziałam, że tak się nie da. Musiałam ustalić priorytety. Na czym najbardziej mi zależy?
- Hej, Lou. – odpowiedziałam i przysiadłam obok niego na kanapie. Najbardziej zależy mi na tym, żeby oni znów byli szczęśliwi, żeby śmiali się i żartowali, żeby niczym się nie przejmowali. A jak to osiągnąć? Muszę zostać w zespole. MUSZĘ. Muszę przełamać lody – zacząć normalnie funkcjonować. Zacząć być szczęśliwa. Co prawda nie będę szczęśliwa jeśli oni nie będą, ale muszę choćby udawać, żeby dać im na to szansę. Raczej będzie trudno, no ale cóż… Priorytet mam już ustalony i muszę dążyć do tego, żeby osiągnąć swój cel – unormalizować nasze życie. Harry usiadł po mojej drugiej stronie, ostrożnie ujął moją lewą rękę i zaczął przyglądać się ciemnofioletowym śladom. Był bardzo delikatny, jakby bał się, że może mnie skrzywdzić. Naprawdę to w nim doceniam.
- Spokojnie, nie jestem z porcelany. – uśmiechnęłam się, lekko przekrzywiając głowę. Pierwszy krok do sukcesu.
- Ale masz wielkie sińce na całej ręce. – zauważył przygnębiony.
- Nie martw się, już nie boli. – skłamałam gładko. Harry tylko przytulił mnie bez słowa.
***
- Dobrze, Rebecca. Teraz stań bokiem i zwróć głowę nieco w lewo. Nie, bardziej w lewo, wyprostuj plecy. Popraw ten wianek, bo ci się przekrzywił! No dobra, nie ruszaj się. – fotografka zaczęła strzelać mi zdjęcia.



Nie miałam za bardzo ochoty na sesję dla „OK!”, ale Paul stwierdził, że to będzie dla mnie dobre. Musiałam nałożyć całe kilogramy tapety, żeby zakryć zadrapania i siniaki, choć tego nie lubiłam. Sesja przebiegła spokojnie i bez przeszkód, tyle że strasznie narzekali, że sztucznie się uśmiecham. Tylko co ja poradzę, nie mam zbyt wielu powodów, by się cieszyć, więc te uśmiechy są po prostu wymuszone. Cieszyłam się, kiedy mogłam w końcu wrócić do domu. Minęło już parę tygodni od tego wypadku i chłopcy zaczynali się robić coraz weselsi, ale to i tak nie było to samo co na początku naszej znajomości. Jutro miałam udzielać wywiadu dla „OK!”, który zostanie tam zamieszczony razem z dzisiejszą sesją zdjęciową, więc dobrze byłoby trochę odpocząć.
Właśnie byłam w trakcie oglądania czwartego z rzędu serialu, gdy zadzwonił mój telefon – Paul. Nasz menadżer przestał obsesyjnie unikać kontaktów ze mną i w sumie to się z tego cieszę.
- Halo? – mruknęłam sennym głosem.
- Muszę ci coś powiedzieć, Rebecca. – jego głos brzmiał bardzo poważnie, wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Co takiego? – spytałam w wysokim stopniu zaniepokojona.
- Twój związek z Harry’m źle wygląda. Nie wiem co tam namotałaś, ale oni są teraz o wiele bardziej ponurzy, mają w sobie mniej wigoru, niechętnie spotykają się z fankami i udzielają wywiadów oraz sesji zdjęciowych, prawie się nie śmieją. Myślałem, że to przejściowe, ale tak jest już prawie miesiąc. Tracą popularność, Rebecca! Bardzo mi przykro, ale muszę znowu tobą zamanipulować. Naprawdę nie chcę tego robić i ranić ciebie oraz Harry’ego, ale nie mam wyboru. Musicie zerwać i to jak najszybciej. Jutro w wywiadzie powiesz, że nie jesteście już parą.
- Nie. – moja odpowiedź była krótka i stanowcza. To wszystko zbyt bolało, nie miałam już siły na kolejne przeciwności losu. Nie mogłam teraz zerwać z Harry’m, musiałabym znowu udawać, znowu kryć się przed mediami. Nie mogłabym wziąć go za rękę na ulicy, ani pójść z nim na randkę do kawiarni – Nie zrobię tego.
- Zrobisz to. Musisz, rozumiesz? Nie masz wyboru. Jeśli odmówisz, odejdziesz z zespołu w trybie natychmiastowym. Mało tego, zabronię Harry’emu w ogóle się z tobą spotykać. Zobaczysz, tak zapełnię jego grafik, że nie będzie miał dla ciebie ani chwili. Myślisz, że zrezygnuje z zespołu dla ciebie? Wiesz, co by wybrał w ostatecznym rozrachunku. Wiesz, że nie opuści One Direction za żadną cenę.
Zmroziło mi krew w żyłach. Ta groźba była jak najbardziej realna. Mógł to zrobić, wiedziałam, że mógł. Stracić Hazzę na zawsze? NIGDY.
- Zrobię to. Zerwę z nim. – wyszeptałam zmartwiałym głosem i się rozłączyłam. Przez moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia, nie chciałam tego i to bardzo. Ale widmo rozstania było gorsze. Miałabym znowu widzieć go tylko na plakatach? Tylko w Internecie i telewizji? Słyszeć jego głos przez głośniki komputera? Nigdy więcej nie poczuć jego dotyku, gdy głaszcze moje ręce ani palców we włosach? Nigdy więcej nie zmierzwić ciemnych loków ani nie pocałować malinowych ust? O nie. Co to, to nie. Mechanicznym ruchem podniosłam się ze swojego łóżka i wyłączyłam telewizor. Skierowałam się na schody i zeszłam na dół, nawet nie patrząc pod nogi. Automatycznie szłam w jednym kierunku, byłam zdolna tylko do posuwania się na przód. Chłopcy grali w FIFĘ, rozwaleni na kanapie. Tylko Niall przygrywał na gitarze jakąś mętną balladę.
- Harry. – powiedziałam cicho, łamiącym się głosem, czując zbierające mi się w oczach łzy. Wszyscy gwałtownie się odwrócili, a mój chłopak widząc, że płaczę i jestem śmiertelnie blada, zerwał się na równe nogi i do mnie podbiegł.
- Matko, Becca, co się stało? Skarbie, o co chodzi? – w jego głosie słychać było podenerwowanie, ale też brzmiał on w pewien sposób łagodnie. Przytulił mnie, a Zayn, Niall, Louis i Liam przyglądali nam się niepewnie i z lekkim przestrachem w oczach.

- Ja… - pociągnęłam nosem – Ja… Zrywam z tobą. – ostatnie słowa wyrecytowałam jak wyuczoną kwestię, wyrwałam mu się i pobiegłam na górę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! Wybaczcie, ze tak długo, ale mam mało czasu na pisanie. Ostatnio dopadła mnie jakaś blokada, tak już bywa. Myślę, że moje rozdziały nie są zbyt dobre. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. No cóż, proszę o to samo co zwykle... Kilka komentarzy? Byłoby miło. Dla was to tylko chwila, a dla mnie duża motywacja do dalszej działalności twórczej, o ile można to tak nazwać. Chciałabym jeszcze dodać, że jeśli macie jakieś blogi, możecie podać mi ich adres w komentarzu, a ja je odwiedzę i skomentuję, okay? To chyba uczciwy układ ;)Pozdro dla wszystkich! xx