CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nerwowo wyłamywałam
sobie palce, stojąc przed salą sądową.
- Spokojnie, panno Collins,
proszę się nie denerwować. – pani prokurator lekko się do mnie uśmiechnęła –
Wszystko będzie dobrze.
Dobrze? Ta, z
pewnością. Zwłaszcza przy akompaniamencie wrzasków „Die, Bitch, die!”
dochodzących zza okna. Psychofanki tłumnie zebrały się pod budynkiem sądu, by
obrzucić mnie wyzwiskami i opluć gumą do żucia. Poprawiłam ubranie i wzięłam kilka głębokich oddechów. Rozprawa zaraz się zacznie.
- Prosimy wszystkich
państwa na salę. – odezwał się ochroniarz, otwierając drzwi. Miałam wyrzuty
sumienia, bo to ja oskarżałam. Wiedziałam, że Max postąpił źle i zachowywał się
naprawdę obrzydliwie, ale jednak współczułam mu. Zajęłam odpowiednie miejsce, a
Max, który siedział na miejscu pozwanego patrzył na mnie wściekle.
*2 godziny później*
- … Maximilian Isaiah
Parker zostaje uznany za winnego zarzuconych mu czynów, czyli wielokrotnego nachodzenia
Rebecci Anne Collins oraz uszkodzenia ciała Zayna Javaada Malika i, na mocy
nadanego mi prawa, skazany na dwa lata pozbawienia wolności. Zamykam rozprawę. –
krótkie stuknięcie młotka odbiło się echem w Sali. I już? Koniec? Wiedziałam,
co to oznacza dla Maxa – dwa lata w więzieniu. Co ja narobiłam?! Obwiniałam
się, lecz jakiś głos w głębi mojej głowy podpowiadał mi, że postąpiłam
słusznie.
- Dwa lata w pace.
Wielkie dzięki, złotko. – warknął mój były, gdy mnie mijał. Coś ścisnęło mnie w
żołądku.
- Nie przejmuj się
nim. – Harry mnie przytulił – Byłaś dzielna.
- Ech, dzięki. –
westchnęłam.
- To jak? Do domu? –
spytał Niall, który chyba też się denerwował.
- O tak. – przytaknął mu
Zayn – Przyda nam się odpoczynek.
Wszyscy wyszliśmy z
budynku. Zadziwiające, że podczas tak prostej czynności chłopcy znaleźli czas
na dziesięć tysięcy dowcipów i skakanie sobie na plecy. W dodatku, gdy przed
wejściem do budynku sądu Liam zauważył ukrywającego się w krzakach
fotoreportera, korzystając z faktu, że stoi za Harry’m, ściągnął mu spodnie na
środku ulicy, co paparazzi uwiecznił. Ciekawe, w której gazecie zobaczę jutro
to zdjęcie. Wrzeszczących fanek nigdzie nie było, co przyjęłam z ulgą.
- Em, słuchajcie, ja
muszę jeszcze coś załatwić. Właśnie sobie uświadomiłam, że tu niedaleko mieszka
taka moja koleżanka – Chloe. Chciałabym ją odwiedzić, wrócę autobusem, dobra?
-Jesteś pewna? –
spytał Louis – Może weź ze sobą Dave’a…? – zaproponował niepewnie, wskazując na
jednego z naszych ochroniarzy.
- Nie, nie trzeba.
Poradzę sobie. – uśmiechnęłam się.
- A może… - zaczął
Hazz, lecz mu przerwałam:
- Och, daj spokój.
Przecież nic mi nie będzie. – wywróciłam oczami. Pomachałam chłopakom i
ruszyłam przed siebie, a oni pojechali samochodem. Po chwili usłyszałam za sobą
kroki. A właściwie bieg – i to bieg tłumu. Odwróciłam się i zobaczyłam całe
mnóstwo drących się, rozwścieczonych dziewczyn. Och, mogłam wziąć Dave’a ze sobą!
Bałam się, czułam jak miękną mi kolana, a krew ścina się w żyłach. Nie wiedziałam,
jak daleko się posuną. Bo w końcu wiadomo było, co zrobią – czekał mnie
zbiorowy lincz.
***
- Nie wiem, co robić!
– jęknęłam, nerwowo wygładzając ubranie – To mnie przerasta! Widziałaś mojego
Twittera? One nie dadzą mi spokoju! Nigdy! Zwłaszcza po tej napaści, gdy kilkanaście
z nich poczyniło już pierwszy krok. – wymownie spojrzałam na rozległe siniaki
na swojej odsłoniętej ręce. Nadal okropnie bolały mnie poobijane żebra. Miałam
dużo szczęścia, że ich nie połamały. Rose objęła mnie ramieniem.
- Wiem, że ci ciężko.
– powiedziała cicho – Ale nie możesz się poddawać. Chyba nie chcesz
zrezygnować? Odejść z zespołu?
- Sama nie wiem. –
westchnęłam cicho – Gdyby ktoś powiedział mi parę dni temu, że będę rozważała
taką decyzję, wyśmiałabym go. Ale teraz… Kiedyś w ogóle się nie bałam, bo
myślałam, że na agresywnych wpisach w Internecie się skończy. A tymczasem one
posunęły się do rękoczynów. Pobiły mnie na ulicy! Ja… To dla mnie bardzo trudne.
Nie mogę już czuć się bezpieczna. Nie mogę mieć pewności, że to się nie
powtórzy. Mama dzwoniła do mnie tyle razy, wiesz, jak ona potrafi się martwić.
Była przerażona tym pobiciem, niemal żądała, abym odeszła z 1D.
- A Harry? Co z
Harry’m?! – zawołała desperacko dziewczyna.
- Jeśli odejdę to nie
skończy się mój związek z Harry’m. Po prostu będę spędzała z nim mniej czasu.
- Ale chcesz tego? C h
c e s z odejść?
- Nie. – pokręciłam
głową i przesunęłam dłonią po podłużnym zadrapaniu na policzku – Nie chcę. Poza
tym, nie podjęłam przecież jeszcze żadnej decyzji.
- Chłopakom będzie na
pewno bardzo przykro, jeśli zostawisz zespół. No i byłaś taka wytrwała! Tyle
przeszłaś! Te wszystkie piosenki! Zostawisz ich z kilkoma piosenkami z twoim
udziałem, a resztą bez? Zamierzasz zostać dezerterem?
- Nie graj na moim
sumieniu, Rose. – trąciłam ją ramieniem z lekkim uśmiechem – Jest mi po prostu
ciężko. Nie bardzo wiem, co robić. Naprawdę nie chciałabym odchodzić z One
Direction, ale… Ech. Jeszcze się nie zdecydowałam.
- Okay. – pogładziła
mnie po ramieniu – To twój wybór. Zastanów się nad tym na spokojnie. Ale… Znasz
moje stanowisko w tej sprawie. Mam nadzieję, że porządnie to przemyślisz zanim
podejmiesz jakąkolwiek decyzję.
- Jasne. Dzięki za
zrozumienie. – uściskałyśmy się na pożegnanie i opuściłam dom mojej
przyjaciółki.
***
- Cześć. –
powiedziałam, ściągając buty. Harry podszedł do mnie. Na jego twarzy malowało
się napięcie.
- Cześć, Rebecca. –
miałam wrażenie, że nieco się skrzywił, gdy spojrzał na moje ręce i twarz, ale
może tylko mi sie zdawało. Pocałowałam go i poszłam do salonu. Czułam się
winna.
- Hej. – Louis
uśmiechnął się blado. Śmiali się o wiele mniej niż kiedyś. Właściwie prawie
wcale. Za każdym razem, kiedy którykolwiek z nich widział moje siniaki,
odwracał wzrok. Wszyscy mieli poczucie winy, bo ich fanki mnie zaatakowały. Nie
miałam do nich żalu, ale oni mieli go do siebie. W jednym z wywiadów
powiedzieli, że te dziewczyny nie mają prawa nazywać się ich fankami i że są
obrzydliwe. Że zrobiły coś niewybaczalnego i mnie kochają, a one zrobiły mi
krzywdę. Było mi z tym źle. Bardzo. Chciałam przejść nad tym do porządku
dziennego, ale wiedziałam, że tak się nie da. Musiałam ustalić priorytety. Na
czym najbardziej mi zależy?
- Hej, Lou. –
odpowiedziałam i przysiadłam obok niego na kanapie. Najbardziej zależy mi na
tym, żeby oni znów byli szczęśliwi, żeby śmiali się i żartowali, żeby niczym
się nie przejmowali. A jak to osiągnąć? Muszę zostać w zespole. MUSZĘ. Muszę
przełamać lody – zacząć normalnie funkcjonować. Zacząć być szczęśliwa. Co
prawda nie będę szczęśliwa jeśli oni nie będą, ale muszę choćby udawać, żeby
dać im na to szansę. Raczej będzie trudno, no ale cóż… Priorytet mam już
ustalony i muszę dążyć do tego, żeby osiągnąć swój cel – unormalizować nasze
życie. Harry usiadł po mojej drugiej stronie, ostrożnie ujął moją lewą rękę i
zaczął przyglądać się ciemnofioletowym śladom. Był bardzo delikatny, jakby bał
się, że może mnie skrzywdzić. Naprawdę to w nim doceniam.
- Spokojnie, nie
jestem z porcelany. – uśmiechnęłam się, lekko przekrzywiając głowę. Pierwszy
krok do sukcesu.
- Ale masz wielkie
sińce na całej ręce. – zauważył przygnębiony.
- Nie martw się, już
nie boli. – skłamałam gładko. Harry tylko przytulił mnie bez słowa.
***
- Dobrze, Rebecca.
Teraz stań bokiem i zwróć głowę nieco w lewo. Nie, bardziej w lewo, wyprostuj
plecy. Popraw ten wianek, bo ci się przekrzywił! No dobra, nie ruszaj się. –
fotografka zaczęła strzelać mi zdjęcia.
Nie miałam za bardzo
ochoty na sesję dla „OK!”, ale Paul stwierdził, że to będzie dla mnie dobre.
Musiałam nałożyć całe kilogramy tapety, żeby zakryć zadrapania i siniaki, choć
tego nie lubiłam. Sesja przebiegła spokojnie i bez przeszkód, tyle że strasznie
narzekali, że sztucznie się uśmiecham. Tylko co ja poradzę, nie mam zbyt wielu
powodów, by się cieszyć, więc te uśmiechy są po prostu wymuszone. Cieszyłam
się, kiedy mogłam w końcu wrócić do domu. Minęło już parę tygodni od tego
wypadku i chłopcy zaczynali się robić coraz weselsi, ale to i tak nie było to
samo co na początku naszej znajomości. Jutro miałam udzielać wywiadu dla „OK!”,
który zostanie tam zamieszczony razem z dzisiejszą sesją zdjęciową, więc dobrze
byłoby trochę odpocząć.
Właśnie byłam w
trakcie oglądania czwartego z rzędu serialu, gdy zadzwonił mój telefon – Paul.
Nasz menadżer przestał obsesyjnie unikać kontaktów ze mną i w sumie to się z
tego cieszę.
- Halo? – mruknęłam
sennym głosem.
- Muszę ci coś
powiedzieć, Rebecca. – jego głos brzmiał bardzo poważnie, wiedziałam, że coś
jest nie tak.
- Co takiego? –
spytałam w wysokim stopniu zaniepokojona.
- Twój związek z
Harry’m źle wygląda. Nie wiem co tam namotałaś, ale oni są teraz o wiele
bardziej ponurzy, mają w sobie mniej wigoru, niechętnie spotykają się z fankami
i udzielają wywiadów oraz sesji zdjęciowych, prawie się nie śmieją. Myślałem,
że to przejściowe, ale tak jest już prawie miesiąc. Tracą popularność, Rebecca!
Bardzo mi przykro, ale muszę znowu tobą zamanipulować. Naprawdę nie chcę tego
robić i ranić ciebie oraz Harry’ego, ale nie mam wyboru. Musicie zerwać i to
jak najszybciej. Jutro w wywiadzie powiesz, że nie jesteście już parą.
- Nie. – moja
odpowiedź była krótka i stanowcza. To wszystko zbyt bolało, nie miałam już siły
na kolejne przeciwności losu. Nie mogłam teraz zerwać z Harry’m, musiałabym
znowu udawać, znowu kryć się przed mediami. Nie mogłabym wziąć go za rękę na
ulicy, ani pójść z nim na randkę do kawiarni – Nie zrobię tego.
- Zrobisz to. Musisz,
rozumiesz? Nie masz wyboru. Jeśli odmówisz, odejdziesz z zespołu w trybie
natychmiastowym. Mało tego, zabronię Harry’emu w ogóle się z tobą spotykać.
Zobaczysz, tak zapełnię jego grafik, że nie będzie miał dla ciebie ani chwili.
Myślisz, że zrezygnuje z zespołu dla ciebie? Wiesz, co by wybrał w ostatecznym
rozrachunku. Wiesz, że nie opuści One Direction za żadną cenę.
Zmroziło mi krew w
żyłach. Ta groźba była jak najbardziej realna. Mógł to zrobić, wiedziałam, że
mógł. Stracić Hazzę na zawsze? NIGDY.
- Zrobię to. Zerwę z
nim. – wyszeptałam zmartwiałym głosem i się rozłączyłam. Przez moje ciało
przeszedł dreszcz przerażenia, nie chciałam tego i to bardzo. Ale widmo
rozstania było gorsze. Miałabym znowu widzieć go tylko na plakatach? Tylko w
Internecie i telewizji? Słyszeć jego głos przez głośniki komputera? Nigdy
więcej nie poczuć jego dotyku, gdy głaszcze moje ręce ani palców we włosach?
Nigdy więcej nie zmierzwić ciemnych loków ani nie pocałować malinowych ust? O
nie. Co to, to nie. Mechanicznym ruchem podniosłam się ze swojego łóżka i
wyłączyłam telewizor. Skierowałam się na schody i zeszłam na dół, nawet nie
patrząc pod nogi. Automatycznie szłam w jednym kierunku, byłam zdolna tylko do
posuwania się na przód. Chłopcy grali w FIFĘ, rozwaleni na kanapie. Tylko Niall
przygrywał na gitarze jakąś mętną balladę.
- Harry. – powiedziałam
cicho, łamiącym się głosem, czując zbierające mi się w oczach łzy. Wszyscy
gwałtownie się odwrócili, a mój chłopak widząc, że płaczę i jestem śmiertelnie
blada, zerwał się na równe nogi i do mnie podbiegł.
- Matko, Becca, co się
stało? Skarbie, o co chodzi? – w jego głosie słychać było podenerwowanie, ale
też brzmiał on w pewien sposób łagodnie. Przytulił mnie, a Zayn, Niall, Louis i
Liam przyglądali nam się niepewnie i z lekkim przestrachem w oczach.
- Ja… - pociągnęłam
nosem – Ja… Zrywam z tobą. – ostatnie słowa wyrecytowałam jak wyuczoną kwestię,
wyrwałam mu się i pobiegłam na górę.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! Wybaczcie, ze tak długo, ale mam mało czasu na pisanie. Ostatnio dopadła mnie jakaś blokada, tak już bywa. Myślę, że moje rozdziały nie są zbyt dobre. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. No cóż, proszę o to samo co zwykle... Kilka komentarzy? Byłoby miło. Dla was to tylko chwila, a dla mnie duża motywacja do dalszej działalności twórczej, o ile można to tak nazwać. Chciałabym jeszcze dodać, że jeśli macie jakieś blogi, możecie podać mi ich adres w komentarzu, a ja je odwiedzę i skomentuję, okay? To chyba uczciwy układ ;)Pozdro dla wszystkich! xx
Rozdział był naprawdę super.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak Harry na to zareaguje.
Piszesz świetnie.
Zapraszam na mojego bloga.
http://niesamowite-spotkanie.blogspot.com
Pozdrawiam :)
Ogólnie spoko, trochę widać, że masz blokadę, ale co tam, zdarza się. Jak dla mnie trochę za dużo dramatyzmu, ale możliwe, że jestem spaczona więc... Fajne - to chyba odpowiednie słowo bo nie jest źle ale rewelacyjnie też nie.
OdpowiedzUsuńKocham~
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Rebecca jednak będzie z Harry'm.
Czekam na kolejny i życzę WENY twórczej :)
Świetny rozdział ;) mam tylko nadzieję, że związek Harry'ego i Rebbecci się nie rozpadnie! czekam na następny rozdział ;**
OdpowiedzUsuńhej! : ) z góry przepraszam za spam, ale zaczęłam pisać opowiadanie o Harrym i żeby ono miało sens, fajnie byłoby mieć je dla kogo pisać, więc jak masz ochotę to wpadaj http://we-have-got-a-bit-of-love.blogspot.com/ :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział : ) informuj mnie o nowych! :*
jacie! dlaczego ona z nim zerwała?! och, ja na jej miejscu nie poddałabym się i walczyła o niego nie przejmując się nikim, ale pewnie do siebie wrócą i dobrze! ;-D podobało mi się i w sumie pod koniec zrobiło mi się trochę smutno jak wyobrażałam sobie tą scenę jak Rebecca płakała.. :c
OdpowiedzUsuńbtw. u mnie nowy: http://we-have-got-a-bit-of-love.blogspot.com/ :*