poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział XIII - W końcu coś we mnie pękło...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ (Proszę <3)
Nie odwracałam się, by na niego spojrzeć, nie chciałam patrzeć mu w oczy i widzieć w nich szoku i bólu. To było i tak zbyt wiele jak dla mnie. Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Słyszałam jego dochodzące z dołu łkanie i wbiłam twarz w poduszkę, ale moje uszy, chcąc nie chcąc, musiały przyjąć ten dźwięk. Ryczałam jak bóbr. Po mniej niż pięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Miałam to gdzieś, nie potrafiłam teraz myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co zrobiłam Harry’emu. Jednakże osoba, która stała przed drzwiami musiała wiedzieć, co czuję i po prostu weszła do środka, starannie zamykając drzwi, a potem przykucnęła przy łóżku. Rozpoznałam perfumy Louisa. Najwyraźniej przyszedł tu, by mnie pocieszać, gdy tylko skończył pocieszać Hazzę. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy zakłóconej tylko naszymi oddechami i niewyraźnymi głosami dochodzącymi z dołu. Tomlinson dobrze mnie znał i wiedział, ze potrzebuję teraz po prostu chwili na przemyślenie wszystkiego. I rzeczywiście, mój mózg pracował na przyspieszonych obrotach, przez moje myśli przewijały się dziesiątki obrazów, chwil spędzonych razem ze Stylesem. Najpierw afera z Hayley i rzekomym obmacywaniem jej przez Harry’ego, później pobyt Zayna w szpitalu i unikanie mnie, potem pobicie, a teraz to – zostałam zmuszona z nim zerwać. Czemu? No dlaczego tak naraz? W końcu Lou usiadł obok mnie i zaczął lekko gładzić mnie po plecach.
- Czemu? – spytał po chwili. W jego głosie nie było pretensji ani złości, nie miał do mnie żalu. Chciał po prostu wiedzieć dlaczego.
- Musiałam. – odparłam. Zabrzmiało to bardziej jak „mufiałam”, bo wciąż miałam twarz wciśniętą w materiał miękkiej poduszki.
- Czemu? – powtórzył pytanie. „Why?” To słowo rozbrzmiewało w mojej głowie niczym echo przez następne parę chwil, potrzebne mi do sformułowania spójnej odpowiedzi.
- Paul. Zwyczajnie by mnie zwolnił, już nigdy bym go nie zobaczyła. Wiesz, do czego jest zdolny.
- Tak. – przytaknął Louis. Już wszystko rozumiał. Teraz było mu po prostu przykro, wiedziałam to.
- Tak bardzo mi przykro. – wyszeptał, jakby na potwierdzenie moich słów. Po prostu mnie przytulił. Chciało mi się płakać, ale zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie miałam na nic siły, byłam po prostu zmęczona. Chłopak podźwignął mnie do pozycji siedzącej i wytarł mi twarz wyciągniętą z kieszeni chusteczką. Bezwiednie oparłam głowę na jego ramieniu, oddychając miarowo, a on głaskał mnie po włosach. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, aż podskoczyłam. Do środka z pety weszli Zayn, Niall i Liam, a Lou rzucił im gniewne spojrzenie.
- Co wy do cholery… - zaczął, ale Horan gwałtownie mu przerwał.
- Och, Rebecca! Dlaczego, dlaczego to zrobiłaś? On tak cię kocha i ja myślałem, że ty też, sorry, jeśli jestem chamski, ale po prostu nie mogę, wiesz, jak on cierpi?! Co on przeżywa?! No normalnie myślałem, że on tam zejdzie na zawał, zaczął ryczeć tak nagle i chyba dostał palpitacji, potem poszedł się porzygać, strasznie mi go żal! – chłopak wyrzucał z siebie tony słów i mówił tak szybko, że ledwo go rozumiałam. Czułam narastający ból w klatce piersiowej i silny ucisk  w sercu. Oddychałam coraz szybciej, miałam wrażenie, że zaraz udławię się powietrzem –Wreszcie tak tępo opadł na kanapę i…
- Dość! – wydarł się Louis, najwyraźniej rejestrując niepokojące zmiany w moim oddechu – Nie widzisz, jak ona się czuje?! – przycisnął mnie mocniej do siebie.
- No na serio, Niall, chcesz ją wykończyć? – ofuknął przyjaciela Liam, który już zorientował się w sytuacji – Nie zauważyłeś, jak reaguje na te twoje opisy cierpienia Harry’ego?
- Co się stało? – spytał łagodnie Zayn, podchodząc do mnie i przede mną kucając. Patrzyłam na niego ogłupionym wzrokiem królika otoczonego przez myśliwych. Matko jedyna, do czego ja doprowadziłam?! Jak mogłam go tak bardzo zranić?! Zrobiło mi się niedobrze.
- Modest. – mruknął Tomlinson, widząc, że nie jestem zdolna do wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku – Higgins kazał jej zerwać z Harry’m, albo ją zwolni i już nigdy więcej go nie zobaczy. A ona go kocha.
- Och. – mruknął Niall – Przepraszam.
Wszyscy podeszli do mnie i mnie przytulili. Poczułam się bezpieczna, czując ich lekki uścisk i ciepło ich ciał. Zaskakujące wprost. Mój oddech zaczął powoli się wyrównywać, wtedy mnie puścili. Uśmiechnęłam się blado.
- Idę z nim pogadać. – powiedziałam cicho. Nie bardzo chciałam stawiać temu czoła, ale nie miałam wyboru. Dostałam już wystarczająco dużo czasu, by nieco się uspokoić. Powoli wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Harry siedział na kanapie i wyglądał na bardzo zranionego. Ku mojemu zdziwieniu rozmawiał przez telefon.
- Nie! – jęknął – Nie mogę, to za bardzo ją zrani. Tak, wiem. Nie obchodzi mnie to, skrzywdzę ją tym. Nie możesz! – poderwał się nagle z miejsca i wtedy mnie zobaczył. Jego oczy (ponownie) napełniły się łzami – Dobrze. – wyszeptał – Kiedy? Tak. Okay, wygrałeś! Już jutro? Ech, dobrze. Ale pamiętaj, że robię to tylko dla niej! Mam to gdzieś, ja nadal ją kocham! Nara. – rozłączył się.
- Rebecca? – zaczął niepewnie. O, nie, nie mogę pozwolić na to, by żył w przekonaniu, że naprawdę z nim zerwałam dla sobie tylko znanych powodów ani chwili dłużej!
- Nie. – przerwałam mu – Zaraz cię wysłucham, ale najpierw ty posłuchaj mnie. Może to brzmi niewiarygodnie, ale wcale nie chciałam kończyć tego związku. Bo chodzi o to, że… – zaczęłam mu wszystko tłumaczyć, że Paul mnie zmusił i tak dalej. Nie wiem, czy to wypadło dość przekonująco, ale starałam się, naprawdę. Kiedy zamilkłam, patrząc na niego wyczekująco, Hazz się odezwał.
- Myślałem, że… - zaczął drżącym głosem – Przepraszam.
- Nie. To ja cię przepraszam. – wyszeptałam i po prostu się do niego przytuliłam. Nie miałam siły już niczego mu tłumaczyć, to i tak było zbyt wiele.
- Teraz chyba moja kolej na newsy. – stwierdził, nieco się ode mnie odsuwając. Chyba próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego jakiś dziwny grymas.

- Bo wiesz… Nie jesteś jedyną osobą, którą Paul straszył zwolnieniem cię. Powiedział mi, że mam udawać związek z Kendall Jenner. Za jakieś dwa tygodnie mam pojechać z nią na randkę, a następnego dnia rano iść z nią na spacer… Że niby dwa tygodnie po rzekomym rozstaniu z tobą. On chyba lubi robić ze mnie męską dziwkę… - westchnął. Zamurowało mnie. Kendall Jenner? Od razu pobiegłam na górę po laptopa, a gdy wróciłam z powrotem na dół, włączyłam go i wpisałam w Google jej imię i nazwisko. Zdjęcia, które zobaczyłam tylko mnie dobiły. Była naprawdę ładna.
 Poczułam się zazdrosna. I nagle dotarła do mnie kolejna, druzgocąca świadomość: Harry będzie musiał ją całować i przytulać przed kamerami, a ich zdjęcia trafią na okładki gazet. Już widzę te teksty w stylu: „Uff, Hazza i ta dziwka Collins w końcu zerwali! #happyforever”. Krótko po pobiciu czytałam taki wpis na Facebooku: „I jak, jesteście zadowolone z siebie?! Jak można być aż tak agresywnym?! Za co jej nienawidzicie? Za to, że Harry jest przy niej szczęśliwy? A może za to, że ją kocha? Zazdrosne? On i tak nigdy z wami nie będzie. Możecie ją pobić i  zwyzywać, ale pomyślałyście o tym, że przy okazji niewyobrażalnie wprost ranicie Hazzę, którego ponoć tak kochacie? Jesteście żałośnie ślepe.” Byłam wtedy strasznie wdzięczna tej dziewczynie, zwłaszcza że wiele osób przyznało jej rację. A teraz? Żadne wpisy mi nie pomogą, nic mi nie pomoże, nic nie zmieni decyzji Paula. Spojrzałam na Harry’ego. Te usta kiedyś były tylko moje. Teraz już nie są. Kendall Jenner… Czułam do niej niechęć, chociaż bardzo się starałam nie mieć jej tego za złe.
- Tak bardzo mi przykro… - powiedział cicho. Wtedy na dół zeszła reszta. Louis chyba szykował się do wyjścia, a Zayn nawijał przez telefon.
- Nie, nie! Zielone, mają być ZIELONE! Żadnych żółtych, wyłącznie zielone… - no tak, przygotowania do ślubu z Perrie.
- Gdzie idziesz?  - spytałam Louisa.
- Z El do Starbucksa. – odparł, zakładając dżinsową kurtkę.
- Miłej randki. – uśmiechnęłam się do niego.
- Co tam? – spytał Niall mnie i Hazzę – U was… okay?
- Higgins kazał mi udawać związek z Kendall Jenner. – wypalił Harry bez zastanowienia.
- COO?! – Zayn się rozłączył, Louis wypuścił but z dłoni, Liamowi szczęka opadła, a Niall po prostu podszedł do Stylesa i go przytulił. Po chwili mieliśmy już zbiorowy uścisk, a on zawsze mnie uspokaja. Wszystkie te prywatne i zawodowe (takie jak wyciek naszej płyty tydzień przed premierą) beznadziejne sytuacje mnie wyczerpały, ale teraz czułam się znów dobrze. Nawet pomimo Kendall Jenner.
- Kiedy masz… Zacząć? – zapytał Tomlinson, obejmując przyjaciela ramieniem.
- Za dwa tygodnie. A jutro mam się z nią spotkać i wszystko omówić.
- O której godzinie? – Malik uprzedził mnie, zadając pytanie, które właśnie mi się nasunęło.
- Dwunasta. – mruknął. Zaraz, przecież… Dwunasta! O tej godzinie Paul umówił mnie na wywiad!
- Jak on mógł?! – zawołałam nagle, podrywając się z miejsca. Zaczęłam niespokojnie spacerować po salonie, w tę i z powrotem – Wiedział, że będę chciała iść z tobą i nie chciał do tego dopuścić! Jest podły, po prostu podły! Nic się nie zmienił, odkąd pierwszy raz go spotkałam!
- Och, tak nam przykro. – powiedział Liam – Ale jesteśmy z wami, możecie na nas liczyć.
- Właśnie. – przytaknął Zayn – Nie martwcie się, będzie dobrze. – opadłam na kanapę i przytuliłam się do swojego chłopaka.
- Ej, słuchajcie… - zaczęłam z wahaniem – Czy któryś z was mógłby pójść ze mną jutro na ten wywiad? Chyba potrzebuję wsparcia, bo jak mam mówić, że Harry i ja nie jesteśmy już razem, to…
- Ja z tobą pójdę. – powiedział od razu Louis. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Ech, fajny prezent Paul mi dał na nadchodzące Święta… A, właśnie! Boże Narodzenie! Prezenty, wizyta u rodziny i takie tam… Potem sylwester… No cóż, bywa.
- A ja? Kto pójdzie ze mną? – spytał Harry, patrząc na nas skrzywdzonym wzrokiem.
- Ja. – zaoferował się Zayn – Jak będziemy wracać, to mam po drodze do Pezz.
- Dzięki, stary.
***
Starałam się nie rozpłakać. Louis tulił mnie do siebie już od pół godziny, a ja cała się trzęsłam i zaciskałam dłonie w pięści. Nie miałam ani krzty siły na ten wywiad, ale wiedziałam, że muszę go udzielić.
- Spokojnie, shh… - Lou spojrzał na mnie z troską – Przecież będzie dobrze.
- Nie będzie dobrze. – potrząsnęłam głową. Nie kłócił się ze mną.
- No dobra, Rebecca, zaczynamy. – stwierdziła Susan, redaktorka, która miała przeprowadzić ze mną wywiad. Od razu przeszła ze mną na ty i w sumie nie miałam nic przeciwko temu.
- Okay. – westchnęłam. Kobieta przysunęła jedno z krzeseł bliżej kanapy, na której siedzieliśmy ja i Tomlinson. Na kolanach trzymała laptopa, by zapisywać wszystko, co powiem.
- No dobrze. A więc… - zadawała masę pytań o jakieś błahostki i różne nieistotne sprawy, aż do chwili, w której spytała o mój związek z Harry’m.
- My… Nie jesteśmy już razem. – powiedziałam, a łzy w końcu zaczęły płynąć z moich oczu. – Proszę nie notować, że płaczę. – dodałam. Zaczęłam opowiadać jej wcześniej skonsultowaną z Paulem  historyjkę o tym, że kłóciliśmy się o coś tam, nie dogadywaliśmy się i zerwaliśmy, ale nadal utrzymujemy przyjacielskie stosunki. Z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej niedobrze, zwłaszcza, że miałam świadomość, iż masa ludzi to przeczyta, wszyscy się dowiedzą. I się zacznie… Ukrywanie się, pokątne pocałunki, stanie jak najdalej od siebie na scenie… Byłam wdzięczna Susan, gdy w końcu skończyła ten beznadziejny, pełny kłamstw wywiad. Miałam dość.
- Chodź, wracamy do domu. – Lou pomógł mi podnieść się z kanapy – Przy okazji podjedziemy po El, okay? Ostatnio spędzałem z nią mało czasu i chcę jakoś jej to wynagrodzić.
- Jasne. Dzięki, że byłeś ze mną przez cały czas.
- Przecież się przyjaźnimy, nie zostawiłbym cię. – uśmiechnął się. Odpowiedziałam mu tym samym i ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku redakcji „OK!”.
Eleanor wyglądała jak zwykle świetnie. Kiedy tylko wsiadła do samochodu, objęła mnie, powiedziała, że wszystko będzie dobrze i stwierdziła, że zawsze mogę do niej dzwonić jakby coś, a ona postara się mi pomóc i mnie wesprze. Zdziwiła mnie tym, bo w sumie słabo się znamy i rozmawiałam z nią tylko parę razy, ale podobała mi się w niej ta życzliwość. Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym zobaczę Hazzę, żebym mogła dowiedzieć się czegoś na temat jego udawanego związku z Kendall Jenner. W czasie jazdy opowiedziałam El o wszystkim ze szczegółami – o szantażu Higginsa, udawanym zerwaniu i pseudozwiązku Stylesa. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Gdy w końcu dotarliśmy do domu, praktycznie wybiegłam z auta i wpadłam do środka jak burza. Hazz siedział na kanapie i gadał z Niallem i Liamem. Na mój widok urwał w pół słowa.
- Cześć… - powiedział cicho – Ona kazała ci powiedzieć, że jej przykro, że przeprasza i że wcale nie chce być przyczyną rozpadu naszego związku, ale jeśli by się nie zgodziła to Paul znalazłby jakąś inna dziewczynę. I jeszcze poprosiła mnie, żebym ci to dał. – wyciągnął w moją stronę jakąś kartkę. Widniał na niej ciąg cyfr – zapewne numer do Kendall.
- Zabierz to sobie, nie chcę tego. – bez wahania odrzuciłam propozycję posiadania w swym inwentarzu numeru panny Jenner – Mam gdzieś jej numer i jej przeprosiny. Przy najbliższej okazji powiedz jej, że dopóki zamierza obściskiwać się z moim chłopakiem, to może sobie wsadzić w dupę swoje gówno warte przeprosiny. – nie chciałam być aż tak obcesowa, ale byłam po prostu zmęczona i zdenerwowana, a to, że Kendall Jenner jest przykro niewiele mi pomaga. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, zaskoczeni byli szczególnie chłopcy, bo wiedzieli, że na ogół tak się nie zachowuję.
- Och, przepraszam. – westchnęłam, siadając obok Harry’ego i wtulając się w jego bok – Jestem po prostu podenerwowana.
- Myślisz, że jest mi łatwo? – spytał Harry z żalem w oczach – Wcale nie chcę tego robić, ale nie mam wyboru. Wiesz, że to ciebie kocham…
- Tak, wiem. – szepnęłam. Lou i El poszli na górę, Liam stwierdził, że zadzwoni do rodziców, a Niall poszedł zatweetować do fanek. I tym oto sposobem ja i Hazz zostaliśmy sami. Pocałowałam go w usta, wlewając w ten pocałunek cały swój żal, ból, przygnębienie i smutek.
***
Czas płynie szybko, zbyt szybko. Nim się obejrzałam minęły dwa tygodnie. Patrzyłam na ich zdjęcia w samochodzie i zbierało mi się na płacz. 
To tak na dobry początek.
Na tych zdjęciach było doskonale widać, ze Harry nie jest szczęśliwy. Nie wiem, jak ludzie mogą tego nie zauważać. Wkrótce jedziemy do Nowego Jorku, by dać tam parę koncertów, Kendall też ma tam być. Harry będzie spał w tym samym hotelu co ona i wyjdą stamtąd razem. Ktoś usiadł obok mnie, nawet nie słyszałam kroków, nie odwróciłam też głowy. Spodziewałam się Harry’ego, ale perfumy zdradziły Louisa.
- Wiesz, bez względu na to, ile czasu będzie musiał spędzać z Kendall, on nadal będzie cię kochał tak samo jak zawsze i to się nigdy nie zmieni. – odezwał się.
- Ech, tak, wiem. Ale to jednak trudne, przecież o tym wiesz. – westchnęłam.
- Mam tego świadomość. – przytaknął – Harry to mój przyjaciel, spędziłem z nim bite trzy lata, 24 na dobę. Znam go dobrze i wiem, jak ważna jesteś dla niego. Kocha cię bardziej niż kogokolwiek innego, dla ciebie zostawiłby wszystko, rzuciłby cały świat, żeby być przy tobie.
- Racja, Lou. – usłyszałam głos Stylesa. No tak, wszystko… Ale nie zespół. Nie coś, o co walczył, na co ciężko pracował. O mnie nie musiał walczyć – zawsze byłam jego.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czeeeść! Sorki, ze tak długo nie dodawałam rozdziału, ale sytuacja rodzinna (pogrzeb dziadka) i brak czasu mi to uniemożliwiły. Ale już jestem i chcę wam wszystkim powiedzieć, ze jestem wam naprawdę wdzięczna za wszystkie wyświetlenia i całe wsparcie, jakie mi okazujecie. DZIĘKUJĘ <3 Proszę jak zwykle o kilka komentarzy i chciałabym wam przypomnieć, ze nadal możecie podawać mi adresy swoich blogów, które z chęcią odwiedzę i skomentuję. Byłoby również miło, gdybyście zechcieli polecić mojego bloga swoim znajomym czy coś, ale oczywiście do niczego was nie nakłaniam, to tylko taka sugestia ;) No to pozdro wszystkim!

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział XII - Jak w tych głupich romansach - nóż prosto w serce.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nerwowo wyłamywałam sobie palce, stojąc przed salą sądową.
- Spokojnie, panno Collins, proszę się nie denerwować. – pani prokurator lekko się do mnie uśmiechnęła – Wszystko będzie dobrze.
Dobrze? Ta, z pewnością. Zwłaszcza przy akompaniamencie wrzasków „Die, Bitch, die!” dochodzących zza okna. Psychofanki tłumnie zebrały się pod budynkiem sądu, by obrzucić mnie wyzwiskami i opluć gumą do żucia. Poprawiłam ubranie i wzięłam kilka głębokich oddechów. Rozprawa zaraz się zacznie.
- Prosimy wszystkich państwa na salę. – odezwał się ochroniarz, otwierając drzwi. Miałam wyrzuty sumienia, bo to ja oskarżałam. Wiedziałam, że Max postąpił źle i zachowywał się naprawdę obrzydliwie, ale jednak współczułam mu. Zajęłam odpowiednie miejsce, a Max, który siedział na miejscu pozwanego patrzył na mnie wściekle.
*2 godziny później*
- … Maximilian Isaiah Parker zostaje uznany za winnego zarzuconych mu czynów, czyli wielokrotnego nachodzenia Rebecci Anne Collins oraz uszkodzenia ciała Zayna Javaada Malika i, na mocy nadanego mi prawa, skazany na dwa lata pozbawienia wolności. Zamykam rozprawę. – krótkie stuknięcie młotka odbiło się echem w Sali. I już? Koniec? Wiedziałam, co to oznacza dla Maxa – dwa lata w więzieniu. Co ja narobiłam?! Obwiniałam się, lecz jakiś głos w głębi mojej głowy podpowiadał mi, że postąpiłam słusznie.
- Dwa lata w pace. Wielkie dzięki, złotko. – warknął mój były, gdy mnie mijał. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
- Nie przejmuj się nim. – Harry mnie przytulił – Byłaś dzielna.
- Ech, dzięki. – westchnęłam.
- To jak? Do domu? – spytał Niall, który chyba też się denerwował.
- O tak. – przytaknął mu Zayn – Przyda nam się odpoczynek.
Wszyscy wyszliśmy z budynku. Zadziwiające, że podczas tak prostej czynności chłopcy znaleźli czas na dziesięć tysięcy dowcipów i skakanie sobie na plecy. W dodatku, gdy przed wejściem do budynku sądu Liam zauważył ukrywającego się w krzakach fotoreportera, korzystając z faktu, że stoi za Harry’m, ściągnął mu spodnie na środku ulicy, co paparazzi uwiecznił. Ciekawe, w której gazecie zobaczę jutro to zdjęcie. Wrzeszczących fanek nigdzie nie było, co przyjęłam z ulgą.
- Em, słuchajcie, ja muszę jeszcze coś załatwić. Właśnie sobie uświadomiłam, że tu niedaleko mieszka taka moja koleżanka – Chloe. Chciałabym ją odwiedzić, wrócę autobusem, dobra?
-Jesteś pewna? – spytał Louis – Może weź ze sobą Dave’a…? – zaproponował niepewnie, wskazując na jednego z naszych ochroniarzy.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. – uśmiechnęłam się.
- A może… - zaczął Hazz, lecz mu przerwałam:
- Och, daj spokój. Przecież nic mi nie będzie. – wywróciłam oczami. Pomachałam chłopakom i ruszyłam przed siebie, a oni pojechali samochodem. Po chwili usłyszałam za sobą kroki. A właściwie bieg – i to bieg tłumu. Odwróciłam się i zobaczyłam całe mnóstwo drących się, rozwścieczonych dziewczyn. Och, mogłam wziąć Dave’a ze sobą! Bałam się, czułam jak miękną mi kolana, a krew ścina się w żyłach. Nie wiedziałam, jak daleko się posuną. Bo w końcu wiadomo było, co zrobią – czekał mnie zbiorowy lincz.
***
- Nie wiem, co robić! – jęknęłam, nerwowo wygładzając ubranie – To mnie przerasta! Widziałaś mojego Twittera? One nie dadzą mi spokoju! Nigdy! Zwłaszcza po tej napaści, gdy kilkanaście z nich poczyniło już pierwszy krok. – wymownie spojrzałam na rozległe siniaki na swojej odsłoniętej ręce. Nadal okropnie bolały mnie poobijane żebra. Miałam dużo szczęścia, że ich nie połamały. Rose objęła mnie ramieniem.
- Wiem, że ci ciężko. – powiedziała cicho – Ale nie możesz się poddawać. Chyba nie chcesz zrezygnować? Odejść z zespołu?
- Sama nie wiem. – westchnęłam cicho – Gdyby ktoś powiedział mi parę dni temu, że będę rozważała taką decyzję, wyśmiałabym go. Ale teraz… Kiedyś w ogóle się nie bałam, bo myślałam, że na agresywnych wpisach w Internecie się skończy. A tymczasem one posunęły się do rękoczynów. Pobiły mnie na ulicy! Ja… To dla mnie bardzo trudne. Nie mogę już czuć się bezpieczna. Nie mogę mieć pewności, że to się nie powtórzy. Mama dzwoniła do mnie tyle razy, wiesz, jak ona potrafi się martwić. Była przerażona tym pobiciem, niemal żądała, abym odeszła z 1D.
- A Harry? Co z Harry’m?! – zawołała desperacko dziewczyna.
- Jeśli odejdę to nie skończy się mój związek z Harry’m. Po prostu będę spędzała z nim mniej czasu.
- Ale chcesz tego? C h c e s z odejść?
- Nie. – pokręciłam głową i przesunęłam dłonią po podłużnym zadrapaniu na policzku – Nie chcę. Poza tym, nie podjęłam przecież jeszcze żadnej decyzji.
- Chłopakom będzie na pewno bardzo przykro, jeśli zostawisz zespół. No i byłaś taka wytrwała! Tyle przeszłaś! Te wszystkie piosenki! Zostawisz ich z kilkoma piosenkami z twoim udziałem, a resztą bez? Zamierzasz zostać dezerterem?
- Nie graj na moim sumieniu, Rose. – trąciłam ją ramieniem z lekkim uśmiechem – Jest mi po prostu ciężko. Nie bardzo wiem, co robić. Naprawdę nie chciałabym odchodzić z One Direction, ale… Ech. Jeszcze się nie zdecydowałam.
- Okay. – pogładziła mnie po ramieniu – To twój wybór. Zastanów się nad tym na spokojnie. Ale… Znasz moje stanowisko w tej sprawie. Mam nadzieję, że porządnie to przemyślisz zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję.
- Jasne. Dzięki za zrozumienie. – uściskałyśmy się na pożegnanie i opuściłam dom mojej przyjaciółki.
***
- Cześć. – powiedziałam, ściągając buty. Harry podszedł do mnie. Na jego twarzy malowało się napięcie.
- Cześć, Rebecca. – miałam wrażenie, że nieco się skrzywił, gdy spojrzał na moje ręce i twarz, ale może tylko mi sie zdawało. Pocałowałam go i poszłam do salonu. Czułam się winna.
- Hej. – Louis uśmiechnął się blado. Śmiali się o wiele mniej niż kiedyś. Właściwie prawie wcale. Za każdym razem, kiedy którykolwiek z nich widział moje siniaki, odwracał wzrok. Wszyscy mieli poczucie winy, bo ich fanki mnie zaatakowały. Nie miałam do nich żalu, ale oni mieli go do siebie. W jednym z wywiadów powiedzieli, że te dziewczyny nie mają prawa nazywać się ich fankami i że są obrzydliwe. Że zrobiły coś niewybaczalnego i mnie kochają, a one zrobiły mi krzywdę. Było mi z tym źle. Bardzo. Chciałam przejść nad tym do porządku dziennego, ale wiedziałam, że tak się nie da. Musiałam ustalić priorytety. Na czym najbardziej mi zależy?
- Hej, Lou. – odpowiedziałam i przysiadłam obok niego na kanapie. Najbardziej zależy mi na tym, żeby oni znów byli szczęśliwi, żeby śmiali się i żartowali, żeby niczym się nie przejmowali. A jak to osiągnąć? Muszę zostać w zespole. MUSZĘ. Muszę przełamać lody – zacząć normalnie funkcjonować. Zacząć być szczęśliwa. Co prawda nie będę szczęśliwa jeśli oni nie będą, ale muszę choćby udawać, żeby dać im na to szansę. Raczej będzie trudno, no ale cóż… Priorytet mam już ustalony i muszę dążyć do tego, żeby osiągnąć swój cel – unormalizować nasze życie. Harry usiadł po mojej drugiej stronie, ostrożnie ujął moją lewą rękę i zaczął przyglądać się ciemnofioletowym śladom. Był bardzo delikatny, jakby bał się, że może mnie skrzywdzić. Naprawdę to w nim doceniam.
- Spokojnie, nie jestem z porcelany. – uśmiechnęłam się, lekko przekrzywiając głowę. Pierwszy krok do sukcesu.
- Ale masz wielkie sińce na całej ręce. – zauważył przygnębiony.
- Nie martw się, już nie boli. – skłamałam gładko. Harry tylko przytulił mnie bez słowa.
***
- Dobrze, Rebecca. Teraz stań bokiem i zwróć głowę nieco w lewo. Nie, bardziej w lewo, wyprostuj plecy. Popraw ten wianek, bo ci się przekrzywił! No dobra, nie ruszaj się. – fotografka zaczęła strzelać mi zdjęcia.



Nie miałam za bardzo ochoty na sesję dla „OK!”, ale Paul stwierdził, że to będzie dla mnie dobre. Musiałam nałożyć całe kilogramy tapety, żeby zakryć zadrapania i siniaki, choć tego nie lubiłam. Sesja przebiegła spokojnie i bez przeszkód, tyle że strasznie narzekali, że sztucznie się uśmiecham. Tylko co ja poradzę, nie mam zbyt wielu powodów, by się cieszyć, więc te uśmiechy są po prostu wymuszone. Cieszyłam się, kiedy mogłam w końcu wrócić do domu. Minęło już parę tygodni od tego wypadku i chłopcy zaczynali się robić coraz weselsi, ale to i tak nie było to samo co na początku naszej znajomości. Jutro miałam udzielać wywiadu dla „OK!”, który zostanie tam zamieszczony razem z dzisiejszą sesją zdjęciową, więc dobrze byłoby trochę odpocząć.
Właśnie byłam w trakcie oglądania czwartego z rzędu serialu, gdy zadzwonił mój telefon – Paul. Nasz menadżer przestał obsesyjnie unikać kontaktów ze mną i w sumie to się z tego cieszę.
- Halo? – mruknęłam sennym głosem.
- Muszę ci coś powiedzieć, Rebecca. – jego głos brzmiał bardzo poważnie, wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Co takiego? – spytałam w wysokim stopniu zaniepokojona.
- Twój związek z Harry’m źle wygląda. Nie wiem co tam namotałaś, ale oni są teraz o wiele bardziej ponurzy, mają w sobie mniej wigoru, niechętnie spotykają się z fankami i udzielają wywiadów oraz sesji zdjęciowych, prawie się nie śmieją. Myślałem, że to przejściowe, ale tak jest już prawie miesiąc. Tracą popularność, Rebecca! Bardzo mi przykro, ale muszę znowu tobą zamanipulować. Naprawdę nie chcę tego robić i ranić ciebie oraz Harry’ego, ale nie mam wyboru. Musicie zerwać i to jak najszybciej. Jutro w wywiadzie powiesz, że nie jesteście już parą.
- Nie. – moja odpowiedź była krótka i stanowcza. To wszystko zbyt bolało, nie miałam już siły na kolejne przeciwności losu. Nie mogłam teraz zerwać z Harry’m, musiałabym znowu udawać, znowu kryć się przed mediami. Nie mogłabym wziąć go za rękę na ulicy, ani pójść z nim na randkę do kawiarni – Nie zrobię tego.
- Zrobisz to. Musisz, rozumiesz? Nie masz wyboru. Jeśli odmówisz, odejdziesz z zespołu w trybie natychmiastowym. Mało tego, zabronię Harry’emu w ogóle się z tobą spotykać. Zobaczysz, tak zapełnię jego grafik, że nie będzie miał dla ciebie ani chwili. Myślisz, że zrezygnuje z zespołu dla ciebie? Wiesz, co by wybrał w ostatecznym rozrachunku. Wiesz, że nie opuści One Direction za żadną cenę.
Zmroziło mi krew w żyłach. Ta groźba była jak najbardziej realna. Mógł to zrobić, wiedziałam, że mógł. Stracić Hazzę na zawsze? NIGDY.
- Zrobię to. Zerwę z nim. – wyszeptałam zmartwiałym głosem i się rozłączyłam. Przez moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia, nie chciałam tego i to bardzo. Ale widmo rozstania było gorsze. Miałabym znowu widzieć go tylko na plakatach? Tylko w Internecie i telewizji? Słyszeć jego głos przez głośniki komputera? Nigdy więcej nie poczuć jego dotyku, gdy głaszcze moje ręce ani palców we włosach? Nigdy więcej nie zmierzwić ciemnych loków ani nie pocałować malinowych ust? O nie. Co to, to nie. Mechanicznym ruchem podniosłam się ze swojego łóżka i wyłączyłam telewizor. Skierowałam się na schody i zeszłam na dół, nawet nie patrząc pod nogi. Automatycznie szłam w jednym kierunku, byłam zdolna tylko do posuwania się na przód. Chłopcy grali w FIFĘ, rozwaleni na kanapie. Tylko Niall przygrywał na gitarze jakąś mętną balladę.
- Harry. – powiedziałam cicho, łamiącym się głosem, czując zbierające mi się w oczach łzy. Wszyscy gwałtownie się odwrócili, a mój chłopak widząc, że płaczę i jestem śmiertelnie blada, zerwał się na równe nogi i do mnie podbiegł.
- Matko, Becca, co się stało? Skarbie, o co chodzi? – w jego głosie słychać było podenerwowanie, ale też brzmiał on w pewien sposób łagodnie. Przytulił mnie, a Zayn, Niall, Louis i Liam przyglądali nam się niepewnie i z lekkim przestrachem w oczach.

- Ja… - pociągnęłam nosem – Ja… Zrywam z tobą. – ostatnie słowa wyrecytowałam jak wyuczoną kwestię, wyrwałam mu się i pobiegłam na górę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! Wybaczcie, ze tak długo, ale mam mało czasu na pisanie. Ostatnio dopadła mnie jakaś blokada, tak już bywa. Myślę, że moje rozdziały nie są zbyt dobre. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. No cóż, proszę o to samo co zwykle... Kilka komentarzy? Byłoby miło. Dla was to tylko chwila, a dla mnie duża motywacja do dalszej działalności twórczej, o ile można to tak nazwać. Chciałabym jeszcze dodać, że jeśli macie jakieś blogi, możecie podać mi ich adres w komentarzu, a ja je odwiedzę i skomentuję, okay? To chyba uczciwy układ ;)Pozdro dla wszystkich! xx

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział XI - Jesteś moim narkotykiem

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
- Rebecca? Dobrze się czujesz? – spytał zaniepokojony Liam – My też nie wiemy, o co chodzi. Zupełnie go nie rozumiem.
- On chyba… - zaczęłam niewyraźnie – Chyba podjął jakąś decyzję podczas pobytu u rodziny. Ja… - nie zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi głos zza okna:
- Skarbie! Becky!
- Max. – wysyczał wściekle Zayn.
- To znowu ten idiota! – Louis aż kipiał z gniewu.
- Ja już z nim nie mogę! – Niallem targały emocje. Mną też.
- Nie… - jęknęłam – Tylko nie to! Nie mam już na to siły, nie mam siły, żeby się z nim kłócić! – ale muszę stawić temu czoło. Nie mogę zwalać tego na chłopaków.
- Zaraz go stąd wykurzę. – zaoferował się Malik.
- Nie. Ja z nim pogadam. – westchnęłam i podeszłam do okna.
- Won. Już.
- Ależ kochanie, nie denerwuj się. Ja tylko chcę cię gdzieś zabrać. Może noc w jakimś hotelu…
- Spieprzaj stąd, bo wezwę ochronę. – ucięłam i zaciągnęłam zasłony. Nagle wydarzyło się coś, czego nigdy się nie spodziewałam, nawet po swoim byłym. Rozległ się huk tłuczonej szyby. Ktoś przeklął, ktoś wrzasnął, ktoś gwałtownie złapał powietrze, ale ja o to nie dbałam. Patrzyłam jak wielki kamień uderza w głowę Zayna, w okolicach skroni. Wszystko działo się dla mnie w zwolnionym tempie. A co jeśli on go zabił? Przecież uderzenia w skroń czasem bywają śmiertelne. Boże, nie… Opadłam na kolana. Stop! Powinnam działać, a nie się tutaj chwiać. Wyciągnęłam telefon.
- Halo? Pogotowie? – zaczęłam drżącym głosem.
***
PIK. PIK. PIK. Jednostajne dźwięki wydobywające się ze szpitalnej aparatury wypełniały całe pomieszczenie. Delikatnie pogładziłam bladą, bezwładną dłoń Zayna spoczywającą w mojej dłoni, uważając, by nie poruszyć wenflonu w jego nadgarstku. Zerknęłam na ścienny zegar – było już po północy. Mój telefon zawibrował w kieszeni. Louis chciał się dowiedzieć, czy mnie nie zmienić na „warcie” i czy niczego nie potrzebuję. Powiedziałam, że nie. Chciałam zostać tu, z Zaynem, mimo że jest nieprzytomny. Wcześniej był tu cały komitet: Liam z Sophią, Perrie i reszta Little Mix, Louis z Eleanor i Niall. Pezz na początku strasznie płakała, El i Soph też miały łzy w oczach. Rozumiałam je, bo sam widok opatrunku na głowie Malika przyprawiał mnie o mdłości i w karetce, którą z nim jechałam ryczałam jak głupia. Nie przyszedł tylko Harry. Nie przyszedł do szpitala, do jednego ze swoich najlepszych przyjaciół tylko po to, by uniknąć spotkania ze mną. Czy naprawdę aż tak mnie nienawidzi? Co dokładnie stało się podczas ostatniego tygodnia? Na te pytania nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Bardzo mnie to dręczyło, jednak próbowałam się zmusić, by myśleć tylko o Zaynie i zostawić na razie sprawę z Hazzą, co było naprawdę ciężkie. Jakby nie patrzeć, to moja wina, że dostał od Maxa kamieniem. Mogłam go zignorować, ale nie, ja musiałam się z nim kłócić!
- Uch, jestem głupia! – syknęłam wściekle sama do siebie.
- Nie, Rebecca, nie jesteś. – odpowiedział mi cichy głos.
- Zayn! – wykrzyknęłam radośnie. Miał nieco zamglone oczy, ale uśmiechał się lekko – Jak dobrze, że się obudziłeś! Jak się czujesz?
- Trochę boli mnie głowa, ale poza tym okay.
- To dobrze. Potrzebujesz czegoś?
- Szczerze mówiąc, napiłbym się wody. Dostałem od Maxa kamieniem, co nie? Nie bardzo ogarniam, co się wtedy stało… - powiedział nieco niepewnie.
- Tak. To Max rzucił kamień, ale to też moja wina. – westchnęłam, wyciągając ze szpitalnej szafki niewielką butelkę i pomogłam mu się napić, co było dla niego nieco utrudnione.
- Dzięki. – powiedział – Kiedy mnie wypiszą?
- Chyba jutro, o ile będziesz się dobrze czuł. Z tego, co wiem, nie masz żadnych poważniejszych obrażeń. Tylko ta rana.
- Spoko. – pokiwał głową. Zapadła między nami cisza, ale nie taka niezręczna, tylko taka pełna zrozumienia i potrzebna, aby trochę odparować. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nadal trzymam rękę chłopaka. Nawet przytrzymałam mu butelkę, żeby mógł się napić tylko jedną ręką! Ale jemu to chyba nie przeszkadzało, a nawet zdawał się tego zupełnie nie zauważać. Ale zaraz… Przecież muszę jeszcze zadzwonić do chłopaków i powiedzieć im, że Malik się obudził!
***
- Cześć, stary! – zawołał Louis, bez skrępowania siadając na materacu. „Stary” uśmiechnął się szeroko.
- Siema. – powiedział.
- Jak tam się czujesz? – spytał Liam.
- Kiedy cię wypiszą? – dorzucił Niall. Uśmiechnęłam się lekko – to strasznie urocze, jak się o niego troszczą. Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich Harry. Chłopcy spojrzeli na niego, potem na mnie, znowu na niego i znowu na mnie. A potem odwrócili się i zaczęli gadać jak gdyby nigdy nic. Nie chcieli nam przeszkadzać. Moje serce przyspieszyło. Czy on w ogóle chociaż na mnie spojrzy? Hazza wziął spod ściany jedno krzesło i przysiadł się do mnie.
- Cześć. – powiedział cicho, wbijając wzrok  w swoje dłonie. Coś we mnie drgnęło.
- Cześć, Harry. – odparłam, patrząc na niego.
- Wiesz… - zaczął powoli i niepewnie – Zawsze uważałem, ze sposób w jaki wymawiasz moje imię jest wyjątkowy.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc siedziałam w milczeniu, wdychając zapach jego perfum.
- Przepraszam, że pozwoliłem ci tu zostać na tak długo. Nie powinienem był.
- Bez przesady. Chciałam tu być. – wzruszyłam ramionami.
- Nie rób sobie ze mnie jaj. – wydawał się zdenerwowany, a mnie nagle zrobiło się przykro – Pięć godzin na szpitalnym krześle to naprawdę zajebista sprawa. – mruknął sarkastycznie – Przyjechałaś tu po dziewiętnastej, a jest już po północy. To moja wina. – stwierdził dobitnie i ukrył twarz w dłoniach. Rozpłakał się, a mi zrobiło się nieco niedobrze. Kamień zaległ mi na sercu, bo wiedziałam, że nie płacze, bo siedziałam przy Zaynie, tylko z innego powodu. Z tego samego, dla którego ostatnio mnie unikał.
- Nie, Harry. To nie twoja wina. Nie wiem, co takiego ostatnio się wydarzyło, ale… – urwałam – Ale chcę, żebyś wiedział, że w moich uczuciach nic się nie zmieniło.
- W m-moich t-też nie. – wykrztusił przez łzy. Pielęgniarka weszła do pomieszczenia, ale nie zwróciłam na nią uwagi.
- Więc czemu? – spytałam, czując, że zaraz się popłaczę – Czy ja…
- Nie. – przerwał mi stanowczo – To n-nie twoja w-wina. Ja p-po prostu myślałem, że… Że tak będzie lepiej, bo w-wtedy ty przestaniesz być głównym c-celem ataków ludzi. Że jeśli przestaniesz b-być moją dziewczyną, to o-oni się jakoś uspokoją… Ale n-nie potrafiłem ci t-tego powiedzieć prosto w t-twarz, ja… - załkał – Zachowałem się j-jak tchórz. Byłem o-okropny. Łudziłem się, że t-to coś pomoże. – podniósł twarz i zaraz ją opuścił, zanosząc się płaczem

 
– P-przepraszam… - wyszeptał. Nie mogłam tego znieść. Przytuliłam go mocno.
- Wiem, że zachowałem się jak dupek. – zaczął na nowo, uspakajając się nieco. Pociągnął nosem – Wiem, że to wyglądało, jakbym bawił się twoimi uczuciami, jakbym miał cię w gdzieś i jakbym cię wykorzystywał, ale… Możesz mi nie uwierzyć, ale… Robiłem to dla ciebie, ale… Nie wyszło mi. Nie wiem, czy mi to wybaczysz, ale… Przepraszam.
- A daj spokój! – zawołałam, niemalże oburzona – Oczywiście, że ci wybaczam! Co to w ogóle za pytanie! Ja właściwie nie mam ci czego wybaczać, bo robiłeś to DLA MNIE! Powinnam ci dziękować! Za dobre chęci! – powiedziałam na jednym wydechu. Hazz spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętą.
- Ale… - zaczął zdziwiony.
- A zamknij się… - mruknęłam i namiętnie go pocałowałam. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, podniósł mnie z krzesła, zakręcił się ze mną i ostatecznie przyparł mnie do ściany, całując. Do tej pory nasze pocałunki były raczej delikatne, ale ten był zupełnie inny – bardziej pożądliwy i zachłanny. Dopiero, kiedy się od siebie oderwaliśmy, zorientowałam się, że wszyscy nam się przyglądają. Także pielęgniarka, która właśnie miała wyjść z sali. Obdarzyłam ją uśmiechem, cmoknęłam Harry’ego w usta i podeszłam do szpitalnego łóżka Zayna, wysuwając się zza ciała mojego chłopaka.
- Co tam? – spytałam od niechcenia z uśmiechem. Szczęście rozrywało mnie od środka. Harry objął mnie od tyłu.
- Widzę, że u was zajebiście. – zaśmiał się Louis – Tak się cieszę.
- Ale o co chodziło? – zapytał nieco zdezorientowany Niall – No to znaczy, nie że się wtrącam, ale…
- Spoko. – odezwał się Harry, lekko ściskając mnie w talii – Mały krótkotrwały kryzys. Ale wszystko już okay, co nie? – nachylił twarz do mojej.
- Mhm. – uśmiechnęłam się.
***
- On musi za to zapłacić! – powiedział poważnie Liam. On, Louis i Harry patrzyli na mnie wyczekująco.
- Więc wy to zróbcie! – powiedziałam poirytowana. Nie miałam już siły, żeby bronić Maxa, zwłaszcza, ze oni mieli rację. – Sami sobie dzwońcie na policję!
Podniosłam się z miejsca i zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju. Zayn i Niall jeszcze spali, to dobrze, że puścili już Zayna do domu. Dostaliśmy od fanek tyle listów, kartek, tweetów i filmików na You Tubie. Życzyły Zaynowi, żeby wyzdrowiał. Kilka gwiazd, w tym Justin Bieber, również napisało na Twitterze kilka miłych słów. Ale nikt oprócz nas nie wiedział, co właściwie było przyczyną całej tej sytuacji. W mediach odmawialiśmy udzielenia informacji, co wywołało liczne spekulacje. Ale logiczne było, że fanki zabiłyby mnie, gdyby dowiedziały się, że jeden z ich idoli dostał kamieniem w głowę od mojego byłego, z mojego powodu.
- Dobrze. – powiedział w końcu mój chłopak – Więc my to zrobimy. – i rzeczywiście, zadzwonili na policję i złożyli zeznania przez telefon. Na koniec poprosili o anonimowość. Nikt nie mógł się dowiedzieć, ze my złożyliśmy zeznania, przynajmniej póki co. Bo w sądzie i tak będziemy musieli się pojawić. Niestety… Ech, zarąbią mnie siekierą. Wstałam i wyszłam z pokoju. Postanowiłam w końcu coś zjeść, bo jestem na pustym żołądku od jakichś czternastu godzin i zapewne wyglądam okropnie, ale szczegół.  Zrobiłam sobie tosta z masłem orzechowym i kawę, bo byłam wyczerpana. Po chwili na dół zeszli Niall i Zayn.
- Matko, wyglądasz strasznie. – wypalił Malik.
- Dzięki. – westchnęłam.
- To znaczy… Przepraszam. – usiadł obok mnie, a Niall po mojej drugiej stronie – Siedziałaś tam ze mną całą noc i ani na chwilę nie zmrużyłaś oka. Wybacz.
- Nie, naprawdę w porządku. Wiesz, że chciałam tam być.
- Znając ciebie, czujesz się tak winna, jakbyś osobiście przyłożyła mu tym kamieniem. – zauważył Horan, słusznie zresztą.
- No cóż… - mruknęłam. Zayn pocałował mnie w policzek i przytulił. Był mi wdzięczny, choć nie było za co.
- Jesteś super, wiesz o tym, co nie? – uśmiechnął się.
- Dzięki za komplement. – rozciągnęłam w uśmiechu pobladłe usta – Wiesz… Harry, Liam i Louis zadzwonili na policję i powiedzieli o tym, co zrobił Max…

- Ach. – to było chyba wszystko, co chłopak był w stanie teraz powiedzieć. Blondyn wydawał się nieco przestraszony, ale wyraźnie starał się zachować spokój. W końcu reszta zespołu zeszła na dół. Wszyscy w milczeniu zjedliśmy śniadanie, atmosfera była strasznie ciężka, cała radość gdzieś wyparowała. Przymknęłam powieki, spod których zaczęły powoli wypływać łzy.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział X - Jest coraz gorzej i gorzej...

Dziewczyna próbowała protestować, ale nie słuchałam jej. Zdecydowanym krokiem ruszyłam na górę, a za mną z nagim torsem poleciał Zayn.
- Musisz porozmawiać z Harry’m. – powiedział, łapiąc mnie za ramię.
- On pewnie nic nie pamięta i ma kaca.
- Co z tego? Jak nie pamięta, to trzeba mu uświadomić, co się stało!
- Będzie załamany. Nie chcę, żeby cierpiał.
- To przecież jego wina. – przypomniał mi chłopak.
- Nie. To wina Hayley.
- Mógł się nie upijać.
- Mogła go nie całować.
Przez chwilę staliśmy, mierząc się wzrokiem.
- On MUSI wiedzieć. Jak ty mu nie powiesz, to ja mu powiem. Przecież to ci nie da spokoju, dopóki tego z nim nie obgadasz. Zranił cię i powinniście to sobie wyjaśnić.
- Co takiego mamy wyjaśniać? – usłyszałam głos Harry’ego. Ja i Malik odwróciliśmy głowy w jego stronę.
- Idź po aspirynę dla niego. – poleciłam przyjacielowi widząc, jak Hazz przesuwa sobie dłonią po czole.
- Ale musisz…
- Porozmawiam z nim, okay? – poddałam się – No idź już!
- Dobrze. – westchnął i poszedł na dół po lek.
- Co się stało, Becca? Co takiego musisz mi powiedzieć?
- Bo… Niedawno wróciłam do domu i zastałam was…
- Wiem, przesadziliśmy. Przepraszam.
- W porządku tyle, że… Byłeś pijany i Hayley to wykorzystała… Ona cię… Ona… Pocałowała cię. – głos mi się załamał – I to tak dosyć… Hmm… Namiętnie? Ja kazałam jej się wynosić i…  - nie dałam rady dokończyć, moje oczy zaszły łzami. Zresztą nie tylko moje. Harry’emu już spływały po policzkach słone krople. Nie mogłam na to patrzeć. Wbiegłam do swojego pokoju, nawet się nie odwracając. Padłam na łóżko i zaczęłam wylewać łzy w poduszkę. Jak ona mogła mi to zrobić…? Chociaż w sumie powinnam była to przewidzieć! Przecież ją znam i wiedziałam, do czego jest zdolna. Mogłam się domyślić. Ale jej zaufałam… I po co? Nagle usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę. – powiedziałam niewyraźnie. Harry przy mnie kucnął, poznałam go po zapachu, chociaż nie uniosłam nawet głowy. Jak pies.
- Wybacz mi. Ja przepraszam. Zayn mi o wszystkim powiedział, tak strasznie mi przykro. Nie powinienem był tak się spijać, to moja wina. – wyrzucił z siebie przez łzy.
Podniosłam się i spojrzałam mu w oczy.
- Kocham cię. To nie twoja wina, tylko Hayley. –  i z tymi słowami go objęłam. W tej też chwili usłyszałam głos Louisa dochodzący zza drzwi.
- O nie, na to ci nie pozwolę! – już dawno nie słyszałam, żeby był tak wściekły – Nie wejdziesz tam i nie zepsujesz im tego! Już i tak wystarczająco namieszałaś!
- Nie upieraj się, BooBear. – że co ta Hayley powiedziała?! Omal nie wybuchłam śmiechem. Nikt tak do niego nie mówi, tylko Harry – Muszę z nim porozmawiać.
- Daj im spokój. Nie widzisz, że oni się kochają? Po co to psujesz? Nie możesz zająć się własnym życiem, musisz się, za przeproszeniem, wpieprzać do Rebecci?
- Słuchaj LouLou… - kolejne interesujące określenie… Co ona, w mojego chłopaka się bawi?
- Nie, nie posłucham. Idź stąd. Przypominam ci, że została ci już tylko godzina i czterdzieści pięć minut na spakowanie się.
Na korytarzu rozległo się jej dumne prychnięcie i stukot wysokich obcasów.
- Chodź, Hazz. Trzeba podziękować „LouLou”. – zachichotałam.
- Racja. – pocałował mnie czule i opuściliśmy pokój. Tomlinson stał, opierając się o balustradę schodów i przeczesywał palcami włosy. Wiem, że nie lubi się kłócić.
- Hej, Lou! – zawołałam z uśmiechem – Dzięki za ochronę.
- Hej, Rebecca, hej Curly. Już wszystko między wami okay, jak widzę? – uśmiechnął się ciepło.
- Tak. Dzięki za pomoc. – Harry przytulił przyjaciela. Słodki widok.
- Idę się czegoś napić, zestresowałam się. – stwierdziłam i zeszłam na dół, gdzie Niall i Zayn grali w FIFĘ, a Liam im kibicował. Na mój widok przerwali.
- Wszystko w porządku? – spytał Li opiekuńczym tonem. To miłe, że wszyscy się teraz o mnie troszczą. Ale na tym polega przyjaźń, no nie?
- Tak, dzięki. Wyjaśniliśmy sobie to i już jest dobrze. Mam ochotę na podwójne waniliowe macchiato. Chce ktoś?
- Niee. Ale dzięki. – odparł Niall wracając do FIFY.
- Coś się nie sprawdziłeś z tą aspiryną, Zayn. – zawołałam z kuchni, włączając ekspres do kawy – Mamy sklerozę w wieku dwudziestu lat, hm?
- Sorry, Becca. Pomyślałem, że lepiej wam nie przeszkadzać.
- Taa. W sumie racja. – wzruszyłam ramionami, ozdabiając szklankę jedną laseczką cynamonu i jedną wanilii. W końcu, po zrobieniu serduszka z mielonego cynamonu na kawowej piance, pociągnęłam pokrzepiający łyk gorącego napoju.
- A dla nas?! – wydarli się równocześnie Louis i Harry, którzy właśnie zeszli na dół.
- Z cynamonowym serduszkiem na piance? – droczyłam się. Oni są kochani.   
- Tak. – odparli jednogłośnie.
- Okay. – westchnęłam – Jaka kawa?
- Latte z mlekiem. – złożył zamówienie Lou.
- Oczywiście panie Tomlinson, już notuję. – zironizowałam – A dla pana, panie Styles?
- A ja poproszę cappuccino. Albo nie, mocha. Wielkie dzięki, panno Collins.
- Do usług. – posłałam mu całusa i zrobiłam obojgu kawę, którą udekorowałam pianką z serduszkiem.
- Co ze mną? – spytał znienawidzony przeze mnie głos. Hayley.
- Oo, już skończyłaś się pakować? To świetnie, zaraz zamówię ci taksówkę. – wysyczałam jadowicie. 
- Ciekawe, co powie moja mama… Hm… - ta podstępna żmija przekręciła głowę, nadęła policzki i przystawiła palec z paznokciem ozdobionym idealnym manicure’em do brody. Zamierza straszyć mnie ciotką Norą? Och błagam, nie ze mną te numery.
- Taak, to rzeczywiście bardzo interesujące. – uśmiechnęłam się z przesadną słodyczą i wyciągnęłam komórkę.
- Taksówka będzie tu za niecałe dziesięć minut. – uśmiechnęłam się po chwili, kończąc połączenie – Ja zapłacę za dowiezienie cię do domu.
- Nie potrzebuję twojej gwiazdorskiej kasy! – warknęła – Stać mnie na głupią taksówkę! – po raz pierwszy przestała udawać i pokazała swoje prawdziwe emocje.
- Jak sobie życzysz. – przytaknęłam jej uprzejmie. Kiedy w końcu dojechał upragniony pojazd, pomogliśmy Hayley włożyć walizki do bagażnika, pożegnaliśmy ją z udawanym żalem i, również udawaną, uprzejmością.
- Wreszcie! Nie ma jej! Nie ma! Wyjechała i nie wróci! – zawołałam uradowana, gdy tylko zamknęłam za nią drzwi. Harry jakby na zwieńczenie sukcesu, podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
- Kocham cię. – szepnął mi do ucha – Nigdy o tym nie zapominaj.
- Ja też. Też cię kocham. – znowu się pocałowaliśmy.
- Och, błagam was! – zawołał Niall, wywracając oczami.
- Wracaj do FIFY, blondasku. – mruknął Harry.
Wróciłam do nieco już wystygłego macchiato. Nagle mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran – SMS. Odblokowałam go i otworzyłam wiadomość.
„Hej, skarbie! Pamiętasz, jak mówiłem ci, że jeszcze się spotkamy? Wyjrzyj przez okno” Zmroziło mnie, krew ścięła mi się w żyłach. Max. To nie mógł być nikt inny. Uch, ledwo pozbyłam się jednego problemu, a już pojawił się następny.
- Co się stało? – spytał Liam, widząc moją minę. Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do okna. Mój były stał przed ogrodzeniem z trzema byczymi kumplami i szczerzył się do mnie, machając. Otworzyłam okno na oścież. Nie bałam się, chroniło nas dobrze zabezpieczone ogrodzenie. Poza tym, gdybyśmy zadzwonili po ochronę z pewnością nie musielibyśmy długo czekać.
- Co tam, kicia? Wyskoczysz gdzieś ze mną? – zawołał chłopak. Słysząc jego głos, wszyscy podnieśli się z miejsc i podeszli do okna.
- Idź stąd, Max. Wynoś się. Mam już dość stresu jak na jeden dzień. Wara spod mojego domu. – nie próbowałam nawet udawać spokojnej. Zupełnie wytrącił mnie z równowagi.
- Oho! Czyżbyś przespała się ze swoim pedałkiem bez zabezpieczenia i teraz stres cię zżera?
- Człowieku, co ty, rower składasz? – Zayn ma nawet niezłe pociski… - Weź spieprzaj, ona ma cię dosyć.
- Słuchał, niunia, pójdziemy sobie na jakieś party. U nas nie ma gejów.
- Spierdalaj. – nie wytrzymałam i zatrzasnęłam z hukiem okno.
- Ostro. – skomentował Louis, podkradając Niallowi chipsa z miski.
- Jak on mnie irytuje… Co za człowiek, w ogóle nie można mieć chwili spokoju.
- Nom. Faktycznie, wkurzający typ. – dodał Horan.
- Wiesz co? Chodźmy gdzieś na jakąś romantyczną kolację. Mogę cię porwać na dziś wieczór, księżniczko? Tak na poprawę humoru po tych wszystkich dzisiejszych… Hm… Nieprzyjemnych sytuacjach. – stwierdził nagle i z nikąd mój chłopak. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Kolację?
- Czemu tak się wytrzeszczasz? Wieki nie byliśmy na randce. – uśmiechał się do mnie szeroko, ukazując urocze dołeczki w policzkach. Temu uśmiechowi nie mogłam odmówić.
- No dobra. W sumie to chętnie.  
- To przygotuj wieczorową kreację, bo miejsce, które mam na oku jest dość ekskluzywne.
- Ale to będzie kosztować…
- A daj spokój. – machnął niecierpliwie ręką – Stać mnie na kolację z moją dziewczyną. Podjąłem już decyzję i nic nie zepsuje mi wyjątkowego wieczoru.
Tylko uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go w policzek.
***
Po raz kolejny przejrzałam się w lustrze. Czy nie wyglądam zbyt ekstrawagancko? Czy ta sukienka nie jest przesadzona? Mimo tych wątpliwości nie potrafiłam oprzeć się swojej ukochanej sukience. Trudno, co ma być to będzie. Ostatecznie mój strój wygląda przecież nie najgorzej. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołałam. Harry powoli wszedł do pokoju, a na mój widok oczy omal nie wyszły mu z orbit. Stał z otwartymi ustami i gapił się na mnie bez słowa.
- Co? – zdziwiłam się – No co? Coś mi się podwinęło? – zaczęłam nerwowo spoglądać na materiał.
- Yyy… Nie. Nie, skądże, po prostu… Hm, wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję. – rozpromieniłam się – To co, idziemy?
- Tak, no pewnie. – podał mi ramię jak prawdziwy gentleman i zeszliśmy na dół. Chłopcy zagwizdali na nasz widok i życzyli nam udanego wieczoru. Ku mojemu zdziwieniu czekała na nas limuzyna, która zawiozła nas pod jedną z najbardziej ekstrawaganckich restauracji w Londynie. Kiedy zobaczyłam ten tłum paparazzich czekających na nas przed wejściem tylko westchnęłam zrezygnowana. A miało być tak pięknie… Ja i Hazz wysiedliśmy z auta w towarzystwie dwóch ochroniarzy i weszliśmy do środka.
Randka była świetna. Nawet pomimo tłumu fotoreporterów czyhających na zewnątrz. Zjedliśmy kolację z jednego talerza i dobrze się bawiliśmy, nie zwracając uwagi na prasę. Kiedy wróciliśmy do domu, niemalże od razu poszliśmy spać, tym razem u niego w łóżku. Chłopcy rzucali zboczone komentarze, ale nie przejmowaliśmy się tym.
***
-Hej. – uśmiechnęłam się do chłopaków, schodząc na dół.
- Cześć. – odpowiedzieli chórem – Jak tam noc z Harry’m?
Pokazałam im język
- Dobrze wiecie, że… Ech, nieważne. – wywróciłam oczami, wyciągnęłam komórkę i weszłam na Twittera. Już dawno tam nie zaglądałam, bo nie miałam ochoty czytać o tym, że jestem dziwką. Ale zobaczyłam coś, na widok czego dostałam wytrzeszczu. Moje serce przyspieszyło do jakiegoś miliona uderzeń na minutę.
- Nie… - szepnęłam. Wyszukałam w Google interesującą mnie rzecz. Co za żmija… Hayley zniknęła z naszego domu, ale zanim wróciła do siebie, zrobiła ostatnią rzecz by mnie zniszczyć. I nie wiem, czy tym razem jej się nie udało. Łzy wypełniły moje oczy.
- Rebecca? Co się stało? Czemu płaczesz? – Liam jak zwykle pierwszy zorientował się w sytuacji.
- Spójrz. – podałam mu telefon.
- Ona poszła do gazety i powiedziała, że Harry po pijanemu zaczął ją obmacywać! Jak mogła! – chłopak był wstrząśnięty. Słysząc jego słowa Niall, Zayn i Louis podbiegli do nas i zaczęli wpatrywać się w ekran.
- Fuck! – zaklął Zayn.
- To totalnie zniszczy wam reputację. Przepraszam, to moja wina, to ja się zgodziłam, żeby przyjechała. Jak mogłam do tego dopuścić?
- Do czego takiego? – Harry jak zwykle zszedł w „idealnej” chwili.
- Sam zobacz. – Lou wyszedł do kuchni, nie mogąc znieść napięcia. Kiedy mój chłopak przeczytał artykuł, krew odpłynęła mu z twarzy. Przeczesał palcami włosy.
- I co teraz? Chociaż… Zaraz… Ja tego nie zrobiłem prawda? – spojrzał na nas z przerażeniem. No tak, mógł pomyśleć, że powiedzieliśmy mu, iż to Hay go pocałowała, żeby go nie denerwować, a tak naprawdę miała miejsce sytuacja opisana w Internecie.
- Nie. Przysięgam, że nie. – uspokoiłam go i się do niego przytuliłam – Nie denerwuj się, wyjaśnimy to wszystko.
- Tylko czy nam uwierzą, bo… - zaczął, ale akurat w tym momencie zadzwonił telefon. Paul wybrał sobie idealny moment.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?! – był wściekły, nie panował nad emocjami.
- Ona to sobie wymyśliła. – pospieszyłam z wyjaśnieniami – Moja kuzynka pocałowała Harry’ego korzystając z tego że był pijany po imprezie, a potem wymyśliła całą tą historię, żeby się zemścić za to, że wyrzuciłam ją po tym z domu.
- No tak, to super zajebiście, tylko weźcie to wytłumaczcie żądnym sensacji tabloidom! Brukowce pożrą was żywcem!
- Zaraz to ogarniemy. Daj nam chwilę. – stwierdził Niall i się rozłączył – A teraz oboje wchodźcie na Twittera i prostujcie tę kwestię, a my zadzwonimy do „The Sun” lub „OK!” i będziemy z nimi dyskutować. Sorry, ale będziemy musieli wyłożyć im całą prawdę, jeśli chcemy jakoś sensownie się z tego wytłumaczyć. Do roboty! – zakomenderował. Napisałam następującego tweetlongera:
„Rozeszła się wiadomość, że Harry zaczął dotykać moją kuzynkę. To wszystko kłamstwo, a prawda jest taka, że ona pocałowała Harry’ego kiedy był pijany, a ja wyrzuciłam ją za to z domu. To była jej #zemsta #niewierzciewplotki”. Zayn i Liam naprzemiennie chaotycznie tłumaczyli całą sprawę przez telefon. Ja natomiast napisałam do mamy i ciotki Nory SMS-a: „Niech ona więcej nie pokazuje mi się na oczy. Niszczy tych, których kocham. To wszystko ściema, jak mogła tak nakłamać? Jeśli chciała mnie złamać to jej się udało. Powiedz jej ode mnie, że jest ohydna i się nią brzydzę.” Oczywiście mama zaraz do mnie zadzwoniła, a ja musiałam jej wszystko tłumaczyć. To samo z Rose i paroma innymi osobami, w tym ciotką Norą. Moja najlepsza przyjaciółka przyszła do nas i pocieszała mnie przez pół godziny, podczas gdy ja wylewałam łzy w jej ramię, a Higgins non stop do nas wydzwaniał. Harry trzy razy zwymiotował ze stresu, a ja ryczałam jak nigdy dotąd. Niall i Liam pojechali szlajać się po jakichś redakcjach. Moja psychika była na skraju wyczerpania, płakałam przez cały czas, nikt ani nic nie było w stanie mnie uspokoić. Napięcie sięgało szczytu. W końcu Louis zdecydował, ze pojedzie do Doncaster, Zayn poszedł w jego ślady i postanowił złożyć wizytę rodzinie w Bradford. Niall postanowił jechać do Mullingar, Liam do Wolverhampton, a Harry do Holmes Chapel. Nie pozostało mi nic innego jak jechać do domu. Tak też zrobiłam – spakowałam się i w końcu odwiedziłam rodziców. Spędziłam u nich tydzień. Trochę odpoczęłam i się uspokoiłam, ochłonęłam. Nie musiałam patrzeć na cierpienie Harry’ego i to przyniosło mi ulgę. Spotkałam się z paroma osobami ze szkoły, chodziłam na spacery z Rose i codziennie chodziłam na fitness. Wyłączyłam telefon, schowałam laptopa na strych, zupełnie odcięłam się od swojego życia. Tak jakby zrobiłam krok w tył – po części wróciłam do życia sprzed X Factora, rozpogodziłam się. W przeddzień powrotu do domu dzielonego z chłopakami w końcu włączyłam komórkę – Louis dzwonił trzy razy, Niall dwa, Liam dwa i Zayn dwa. Harry ani razu. Pewnie też postanowił odpocząć i odciąć się od rzeczywistości. Ale kiedy wróciłam do domu, nie byłam tego już taka pewna.
- Cześć! – zawołałam od progu. Wszyscy chłopcy już tam byli.
- Becca! – zawołali radośnie i rzucili się na mnie w wielkim uścisku, przewracając moje walizki. Tylko Harry w milczeniu siedział na kanapie i tępo mi się przyglądał.

- Hej, Hazz. – powiedziałam cicho. Reszta zespołu przyglądała nam się z napięciem. Ale mój chłopak wstał z miejsca i poszedł na górę, nawet na mnie nie patrząc, a ja poczułam jak potworny, trudny do opisania ból ściska moje serce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka! Wybaczcie, że rozdział jest taki krótki, ale chciałam przerwać właśnie w tym miejscu. Bardzo was proszę, chociaż 3 - 4 komentarze! Błagaaam... Mój blog ma już jakieś 3000 wyświetleń, a to już rozdział 10 i bardzo wam wszystkim dziękuję. Kocham was <3