CZYTASZ = KOMENTUJESZ
- Rebecca? Dobrze się
czujesz? – spytał zaniepokojony Liam – My też nie wiemy, o co chodzi. Zupełnie
go nie rozumiem.
- On chyba… - zaczęłam
niewyraźnie – Chyba podjął jakąś decyzję podczas pobytu u rodziny. Ja… - nie
zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi głos zza okna:
- Skarbie! Becky!
- Max. – wysyczał
wściekle Zayn.
- To znowu ten idiota!
– Louis aż kipiał z gniewu.
- Ja już z nim nie
mogę! – Niallem targały emocje. Mną też.
- Nie… - jęknęłam –
Tylko nie to! Nie mam już na to siły, nie mam siły, żeby się z nim kłócić! –
ale muszę stawić temu czoło. Nie mogę zwalać tego na chłopaków.
- Zaraz go stąd
wykurzę. – zaoferował się Malik.
- Nie. Ja z nim
pogadam. – westchnęłam i podeszłam do okna.
- Won. Już.
- Ależ kochanie, nie
denerwuj się. Ja tylko chcę cię gdzieś zabrać. Może noc w jakimś hotelu…
- Spieprzaj stąd, bo
wezwę ochronę. – ucięłam i zaciągnęłam zasłony. Nagle wydarzyło się coś, czego
nigdy się nie spodziewałam, nawet po swoim byłym. Rozległ się huk tłuczonej
szyby. Ktoś przeklął, ktoś wrzasnął, ktoś gwałtownie złapał powietrze, ale ja o
to nie dbałam. Patrzyłam jak wielki kamień uderza w głowę Zayna, w okolicach
skroni. Wszystko działo się dla mnie w zwolnionym tempie. A co jeśli on go
zabił? Przecież uderzenia w skroń czasem bywają śmiertelne. Boże, nie… Opadłam
na kolana. Stop! Powinnam działać, a nie się tutaj chwiać. Wyciągnęłam telefon.
- Halo? Pogotowie? –
zaczęłam drżącym głosem.
***
PIK. PIK. PIK.
Jednostajne dźwięki wydobywające się ze szpitalnej aparatury wypełniały całe
pomieszczenie. Delikatnie pogładziłam bladą, bezwładną dłoń Zayna spoczywającą
w mojej dłoni, uważając, by nie poruszyć wenflonu w jego nadgarstku. Zerknęłam
na ścienny zegar – było już po północy. Mój telefon zawibrował w kieszeni.
Louis chciał się dowiedzieć, czy mnie nie zmienić na „warcie” i czy niczego nie
potrzebuję. Powiedziałam, że nie. Chciałam zostać tu, z Zaynem, mimo że jest
nieprzytomny. Wcześniej był tu cały komitet: Liam z Sophią, Perrie i reszta
Little Mix, Louis z Eleanor i Niall. Pezz na początku strasznie płakała, El i
Soph też miały łzy w oczach. Rozumiałam je, bo sam widok opatrunku na głowie
Malika przyprawiał mnie o mdłości i w karetce, którą z nim jechałam ryczałam
jak głupia. Nie przyszedł tylko Harry. Nie przyszedł do szpitala, do jednego ze
swoich najlepszych przyjaciół tylko po to, by uniknąć spotkania ze mną. Czy
naprawdę aż tak mnie nienawidzi? Co dokładnie stało się podczas ostatniego
tygodnia? Na te pytania nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Bardzo mnie to
dręczyło, jednak próbowałam się zmusić, by myśleć tylko o Zaynie i zostawić na
razie sprawę z Hazzą, co było naprawdę ciężkie. Jakby nie patrzeć, to moja
wina, że dostał od Maxa kamieniem. Mogłam go zignorować, ale nie, ja musiałam
się z nim kłócić!
- Uch, jestem głupia!
– syknęłam wściekle sama do siebie.
- Nie, Rebecca, nie
jesteś. – odpowiedział mi cichy głos.
- Zayn! – wykrzyknęłam
radośnie. Miał nieco zamglone oczy, ale uśmiechał się lekko – Jak dobrze, że
się obudziłeś! Jak się czujesz?
- Trochę boli mnie
głowa, ale poza tym okay.
- To dobrze.
Potrzebujesz czegoś?
- Szczerze mówiąc, napiłbym
się wody. Dostałem od Maxa kamieniem, co nie? Nie bardzo ogarniam, co się wtedy
stało… - powiedział nieco niepewnie.
- Tak. To Max rzucił
kamień, ale to też moja wina. – westchnęłam, wyciągając ze szpitalnej szafki
niewielką butelkę i pomogłam mu się napić, co było dla niego nieco utrudnione.
- Dzięki. – powiedział
– Kiedy mnie wypiszą?
- Chyba jutro, o ile
będziesz się dobrze czuł. Z tego, co wiem, nie masz żadnych poważniejszych
obrażeń. Tylko ta rana.
- Spoko. – pokiwał
głową. Zapadła między nami cisza, ale nie taka niezręczna, tylko taka pełna
zrozumienia i potrzebna, aby trochę odparować. Dopiero teraz uświadomiłam
sobie, że nadal trzymam rękę chłopaka. Nawet przytrzymałam mu butelkę, żeby
mógł się napić tylko jedną ręką! Ale jemu to chyba nie przeszkadzało, a nawet
zdawał się tego zupełnie nie zauważać. Ale zaraz… Przecież muszę jeszcze
zadzwonić do chłopaków i powiedzieć im, że Malik się obudził!
***
- Cześć, stary! –
zawołał Louis, bez skrępowania siadając na materacu. „Stary” uśmiechnął się szeroko.
- Siema. – powiedział.
- Jak tam się czujesz?
– spytał Liam.
- Kiedy cię wypiszą? –
dorzucił Niall. Uśmiechnęłam się lekko – to strasznie urocze, jak się o niego
troszczą. Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich Harry.
Chłopcy spojrzeli na niego, potem na mnie, znowu na niego i znowu na mnie. A
potem odwrócili się i zaczęli gadać jak gdyby nigdy nic. Nie chcieli nam
przeszkadzać. Moje serce przyspieszyło. Czy on w ogóle chociaż na mnie spojrzy?
Hazza wziął spod ściany jedno krzesło i przysiadł się do mnie.
- Cześć. – powiedział
cicho, wbijając wzrok w swoje dłonie.
Coś we mnie drgnęło.
- Cześć, Harry. –
odparłam, patrząc na niego.
- Wiesz… - zaczął
powoli i niepewnie – Zawsze uważałem, ze sposób w jaki wymawiasz moje imię jest
wyjątkowy.
Nie wiedziałam, co na
to odpowiedzieć, więc siedziałam w milczeniu, wdychając zapach jego perfum.
- Przepraszam, że
pozwoliłem ci tu zostać na tak długo. Nie powinienem był.
- Bez przesady.
Chciałam tu być. – wzruszyłam ramionami.
- Nie rób sobie ze mnie
jaj. – wydawał się zdenerwowany, a mnie nagle zrobiło się przykro – Pięć godzin
na szpitalnym krześle to naprawdę zajebista sprawa. – mruknął sarkastycznie –
Przyjechałaś tu po dziewiętnastej, a jest już po północy. To moja wina. –
stwierdził dobitnie i ukrył twarz w dłoniach. Rozpłakał się, a mi zrobiło się
nieco niedobrze. Kamień zaległ mi na sercu, bo wiedziałam, że nie płacze, bo
siedziałam przy Zaynie, tylko z innego powodu. Z tego samego, dla którego
ostatnio mnie unikał.
- Nie, Harry. To nie
twoja wina. Nie wiem, co takiego ostatnio się wydarzyło, ale… – urwałam – Ale
chcę, żebyś wiedział, że w moich uczuciach nic się nie zmieniło.
- W m-moich t-też nie.
– wykrztusił przez łzy. Pielęgniarka weszła do pomieszczenia, ale nie zwróciłam
na nią uwagi.
- Więc czemu? –
spytałam, czując, że zaraz się popłaczę – Czy ja…
- Nie. – przerwał mi
stanowczo – To n-nie twoja w-wina. Ja p-po prostu myślałem, że… Że tak będzie
lepiej, bo w-wtedy ty przestaniesz być głównym c-celem ataków ludzi. Że jeśli
przestaniesz b-być moją dziewczyną, to o-oni się jakoś uspokoją… Ale n-nie
potrafiłem ci t-tego powiedzieć prosto w t-twarz, ja… - załkał – Zachowałem się
j-jak tchórz. Byłem o-okropny. Łudziłem się, że t-to coś pomoże. – podniósł
twarz i zaraz ją opuścił, zanosząc się płaczem
– P-przepraszam… - wyszeptał. Nie mogłam tego znieść. Przytuliłam go mocno.
– P-przepraszam… - wyszeptał. Nie mogłam tego znieść. Przytuliłam go mocno.
- Wiem, że zachowałem
się jak dupek. – zaczął na nowo, uspakajając się nieco. Pociągnął nosem – Wiem,
że to wyglądało, jakbym bawił się twoimi uczuciami, jakbym miał cię w gdzieś i
jakbym cię wykorzystywał, ale… Możesz mi nie uwierzyć, ale… Robiłem to dla
ciebie, ale… Nie wyszło mi. Nie wiem, czy mi to wybaczysz, ale… Przepraszam.
- A daj spokój! –
zawołałam, niemalże oburzona – Oczywiście, że ci wybaczam! Co to w ogóle za
pytanie! Ja właściwie nie mam ci czego wybaczać, bo robiłeś to DLA MNIE!
Powinnam ci dziękować! Za dobre chęci! – powiedziałam na jednym wydechu. Hazz
spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętą.
- Ale… - zaczął
zdziwiony.
- A zamknij się… -
mruknęłam i namiętnie go pocałowałam. W pewnym momencie, zupełnie
niespodziewanie, podniósł mnie z krzesła, zakręcił się ze mną i ostatecznie
przyparł mnie do ściany, całując. Do tej pory nasze pocałunki były raczej
delikatne, ale ten był zupełnie inny – bardziej pożądliwy i zachłanny. Dopiero,
kiedy się od siebie oderwaliśmy, zorientowałam się, że wszyscy nam się
przyglądają. Także pielęgniarka, która właśnie miała wyjść z sali. Obdarzyłam
ją uśmiechem, cmoknęłam Harry’ego w usta i podeszłam do szpitalnego łóżka
Zayna, wysuwając się zza ciała mojego chłopaka.
- Co tam? – spytałam
od niechcenia z uśmiechem. Szczęście rozrywało mnie od środka. Harry objął mnie
od tyłu.
- Widzę, że u was
zajebiście. – zaśmiał się Louis – Tak się cieszę.
- Ale o co chodziło? –
zapytał nieco zdezorientowany Niall – No to znaczy, nie że się wtrącam, ale…
- Spoko. – odezwał się
Harry, lekko ściskając mnie w talii – Mały krótkotrwały kryzys. Ale wszystko już
okay, co nie? – nachylił twarz do mojej.
- Mhm. – uśmiechnęłam
się.
***
- On musi za to zapłacić!
– powiedział poważnie Liam. On, Louis i Harry patrzyli na mnie wyczekująco.
- Więc wy to zróbcie!
– powiedziałam poirytowana. Nie miałam już siły, żeby bronić Maxa, zwłaszcza,
ze oni mieli rację. – Sami sobie dzwońcie na policję!
Podniosłam się z
miejsca i zaczęłam niespokojnie krążyć po pokoju. Zayn i Niall jeszcze spali,
to dobrze, że puścili już Zayna do domu. Dostaliśmy od fanek tyle listów,
kartek, tweetów i filmików na You Tubie. Życzyły Zaynowi, żeby wyzdrowiał.
Kilka gwiazd, w tym Justin Bieber, również napisało na Twitterze kilka miłych
słów. Ale nikt oprócz nas nie wiedział, co właściwie było przyczyną całej tej
sytuacji. W mediach odmawialiśmy udzielenia informacji, co wywołało liczne
spekulacje. Ale logiczne było, że fanki zabiłyby mnie, gdyby dowiedziały się,
że jeden z ich idoli dostał kamieniem w głowę od mojego byłego, z mojego
powodu.
- Dobrze. – powiedział
w końcu mój chłopak – Więc my to zrobimy. – i rzeczywiście, zadzwonili na
policję i złożyli zeznania przez telefon. Na koniec poprosili o anonimowość.
Nikt nie mógł się dowiedzieć, ze my złożyliśmy zeznania, przynajmniej póki co.
Bo w sądzie i tak będziemy musieli się pojawić. Niestety… Ech, zarąbią mnie
siekierą. Wstałam i wyszłam z pokoju. Postanowiłam w końcu coś zjeść, bo jestem
na pustym żołądku od jakichś czternastu godzin i zapewne wyglądam okropnie, ale
szczegół. Zrobiłam sobie tosta z masłem
orzechowym i kawę, bo byłam wyczerpana. Po chwili na dół zeszli Niall i Zayn.
- Matko, wyglądasz
strasznie. – wypalił Malik.
- Dzięki. –
westchnęłam.
- To znaczy…
Przepraszam. – usiadł obok mnie, a Niall po mojej drugiej stronie – Siedziałaś tam
ze mną całą noc i ani na chwilę nie zmrużyłaś oka. Wybacz.
- Nie, naprawdę w
porządku. Wiesz, że chciałam tam być.
- Znając ciebie,
czujesz się tak winna, jakbyś osobiście przyłożyła mu tym kamieniem. – zauważył
Horan, słusznie zresztą.
- No cóż… - mruknęłam.
Zayn pocałował mnie w policzek i przytulił. Był mi wdzięczny, choć nie było za
co.
- Jesteś super, wiesz
o tym, co nie? – uśmiechnął się.
- Dzięki za
komplement. – rozciągnęłam w uśmiechu pobladłe usta – Wiesz… Harry, Liam i
Louis zadzwonili na policję i powiedzieli o tym, co zrobił Max…
- Ach. – to było chyba
wszystko, co chłopak był w stanie teraz powiedzieć. Blondyn wydawał się nieco
przestraszony, ale wyraźnie starał się zachować spokój. W końcu reszta zespołu
zeszła na dół. Wszyscy w milczeniu zjedliśmy śniadanie, atmosfera była
strasznie ciężka, cała radość gdzieś wyparowała. Przymknęłam powieki, spod
których zaczęły powoli wypływać łzy.
ufff, dobrze, że z Harrym i Rebbeką wszystko ok :D wspanialy rozdział <3
OdpowiedzUsuńTO JEST KURWA ZAJEBISTE !
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńKiedy NN?