wtorek, 10 września 2013

Rozdział VII - Ta premiera będzie zajebista!

Uważnie przyjrzałam się swoim ciuchomfryzurze i makijażowi. Mam nadzieję, że jest okay. Premiera jest już dzisiaj, ja w to nie wierzę. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Ta – daam! – zawołałam, stając przed chłopakami i rozkładając ręce. Reszta zespołu zwróciła się w moją stronę i jak na komendę wszyscy zaczęli klaskać. Harry podszedł do mnie.
- Jesteś piękna. I wyglądasz wspaniale. – szepnął i mnie pocałował.
- Czy wy musicie to robić na każdym kroku? – marudził Niall.
- Shut up, bitch. – mruknął Harry i pogłębił pocałunek, reszta chłopaków się roześmiała.
- To jak, jedziemy? – spytał Liam, zerkając na zegarek – Mamy już tylko pół godziny.
- Jasne. – uśmiechnęłam się, gdy tylko Harry się ode mnie odsunął.
- No to chodźcie. – zakomenderował Louis i skoczył Zaynowi na plecy – Wio!
Ten widok wywołał u mnie wybuch śmiechu, jednakże chłopak wydawał się nie mieć nic przeciwko temu i posłusznie ruszył ku drzwiom, niosąc przyjaciela. Wyszliśmy za nimi i wsiedliśmy do limuzyny z ochroną, która pod nas podjechała. Kiedy dotarliśmy na miejsce i wysiedliśmy z pojazdu, otoczył nas tłum paparazzi i piszczących fanek. Ochroniarze, którzy byli z nami ustawili się tak, by osłaniać nas z każdej strony. Chyba tylko dzięki nim udało nam się jakoś dojść tam, gdzie trzeba. To było naprawdę niesamowite wydarzenie i jestem absolutnie pewna, że będę je wspominać nawet, gdy będę już stara, brzydka i słaba. To uczucie nie do opisania, gdy widzisz siebie na wielkim ekranie, siebie w filmie, słyszysz swój głos i przypominasz sobie, jak to mówiłaś przed kamerą. I gdy ludzie wrzeszczą na twój widok, krzyczą twoje imię i zabijają się o twoje zdjęcie po seansie.
Kiedy ustawiłam się z chłopakami i robiono nam fotki, które zapewne w najbliższym czasie zobaczą miliony osób na całym świecie i które będą w mediach, w moim sercu obudziła się euforia. Chciałam wyglądać wspaniale, żeby pokazać się rodzicom, przyjaciołom i ludziom, z którymi kontakt się urwał, kiedy zostałam przyjęta do zespołu. I Rose też, zwłaszcza jej. Znamy się od pierwszej grupy przedszkola i jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami aż do tej pory. Szesnaście lat znajomości. I już nie mogę bez niej żyć, jest częścią, mojego świata, mojego życia, jest częścią mnie. Chciałam jej pokazać, że potrafię zrobić coś wyjątkowego. Krzyki ludzi wokół, dźwięk fleszy i pomruki ochrony dudniły w mojej głowię, biły razem z sercem, wręcz krążyły w żyłach. Wiedziałam, że teraz jest jeden z najbardziej wyjątkowych momentów w moim życiu. I chciałam go przeżyć jak najintensywniej. Później, na afterparty, usiadłam obok Sophii, Perrie i Eleanor.
- Hej, dziewczyny? Co tam? – spytałam i nagle zauważyłam, że Soph i El wyjątkowo się czymś ekscytują. Spojrzałam na rękę dziewczyny Zayna.
- Perrie Edwards! – zwołałam, chwytając jej dłoń – Ty się zaręczyłaś! – nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Co? Jak? Gdzie? Kiedy?
- Tak. – zaśmiała się blondynka – Już jakiś czas temu.
Rzuciłam Zaynowi przez salę spojrzenie w stylu „Zabiję cię! Jakim prawem nic mi nie powiedziałeś?!”, a on tylko puścił mi oczko z uśmiechem. Objęłam Edwards.
- Och, zamorduję ich wszystkich! – zaśmiałam się – Bo cały zespół oprócz mnie wiedział od początku, prawda? – spytałam.
- Tak. – uprzedziła Perrie Eleanor – Zayn powiedział wszystkim na początku, Louis oznajmił to mnie, a Liam Sophii. Harry nic ci nie powiedział?
- Nie. – jęknęłam – Media nie wiedzą, ale on ma sklerozę poważnie. – powiedziałam z zupełnie poważną miną i ściszonym głosem. Dziewczyny spojrzały po sobie i zaczęły się śmiać. W końcu ja też nie wytrzymałam i dostałam mini napadu głupawki. Bo u mnie prawdziwa głupawka to… Wolę nie mówić, co się wtedy dzieje…
Gdy było już po wszystkim, wróciliśmy do domu, żeby  w końcu odpocząć. Kiedy opadłam na kanapę, całkiem wyczerpana, po setce udzielonych króciutkich wywiadów i zdjęć z fankami, a ręka okropnie mnie bolała od autografów.
- O, matko. Dlaczego to jest takie męczące i cudowne za razem? – spytałam nieprzytomnie, trąc oczy.
- Świetne uczucie, co nie?  - uśmiechnął się Zayn i otworzył puszkę napoju energetycznego, po czym się napił – Ale to też ciężka praca. Jednakże warto, naprawdę.
- Taak, wiem. – mruknęłam niewyraźnie, przeciągając się. Spojrzałam na jego picie.
- Daj łyka. – poprosiłam, robiąc maślane oczy. Chłopak się zaśmiał.
- No dobra, dobra. Tylko tak na mnie nie patrz. – odparł i podał mi puszkę. Wzięłam kilka niewielkich łyków i oddałam mu własność.
- Dzięki.
- Spoko. – odparł i usiadł obok mnie – Czy ty się dobrze czujesz?
- Nieee. To znaczy tak. To znaczy nie wiem. Chyba tak. – powiedziałam niepewnie – Ech, no dobra, ja idę się zdrzemnąć.
Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w swoją nową piżamę i położyłam się do łóżka. Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a już wpadłam w objęcia Morfeusza.
- Rebecca… Skarbie… - powoli otworzyłam oczy. Harry siedział na skraju łóżka i gładził mnie po barku.
- Hazz? – spytałam słodkim, dziecięcym głosikiem.
- Tak, kochanie? – odparł wyraźnie mną rozczulony.
- Po cholerę mnie budzisz? – mój głos nadal był, jakby należał do małej dziewczynki i w zetknięciu ze słowem „cholera” brzmiał dość… oryginalnie. Brunet dostał napadu śmiechu.
- No co? – spytałam, tym razem już normalnie – Serio, po co mnie budzisz?
Chłopak trochę się uspokoił i stwierdził:
- Bo masz słodką piżamę i bo śpisz już trzy godziny.
Moją pierwszą reakcją było wytrzeszczenie oczu, drugą facepalm.
- Na litość boską, czemu ja jestem taką debilką?! Siedzę w parku po dwie godziny, śpię trzy w ciągu dnia i w ogóle…
- Rebecca, przestań. – przerwał mi Harry – Nie mów tak o sobie. Kocham cię i nie pozwolę, żebyś sama siebie obrażała.
- Dziękuję. Ja też cię kocham, chociaż może czasami tego u mnie nie widać. – uśmiechnęłam się do niego ciepło, zniesmaczona sobą.
- Ech… - westchnął chłopak – Nie prawda. Widać. – i z tymi słowami mnie pocałował.
- Rebecca… – zaczął – 10 września gramy koncert w Kanadzie. No a jutro Lou ma mecz. Idziemy wszyscy, wybierzesz się z nami? – ponieważ byłam już przyzwyczajona to tego typu wyznań, nie spróbowałam udusić go poduszką, a jedynie mruknęłam „Okay.” Harry, który już zacisnął powieki z przestrachem i uniósł ręce w obronnym geście, przygotowany na najgorsze, był strasznie zdziwiony, gdy zobaczył, że nie podejmuję w stosunku do niego żadnych morderczych prób.
- Nie chcesz… mi powybijać zębów? – spytał niepewnie, opuszczając ręce.
- Nie… – zaśmiałam się – Już przywykłam do tych twoich odpałów z pamięcią. No a poza tym powiedziałeś mi o tym przynajmniej z jakimś odstępem czasowym, a to już plus.
- To miło. Może już więcej nie dostanę siniaków od poduszki.
- Przecież od poduszki nie można mieć siniaków! To pierze!
- A faktycznie. – zreflektował się, czym ponownie doprowadził mnie do śmiechu – Ale teraz i tak się zrewanżuję! – zawołał triumfalnie.
- Ale o co ci… - nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak zaczął mnie łaskotać. Patrzyłam na niego zdziwiona.
- Eee… Hazz? Ja nie mam łaskotek… – stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
- Aaa… – mruknął lekko zdziwiony – Ja mam. Chyba niewiele osób nie ma.
- A tak, możliwe. Widzisz, jaka jestem wyjątkowa. – zażartowałam.
- No bo jesteś. – odparł chłopak, nagle poważniejąc, a przez moją głowę znów przeleciała myśl, że wcale na niego zasługuję. Nie zasługuję na żadnego z nich, na przyjaźń, na jakikolwiek kontakt. Nie zdążyłam nic więcej pomyśleć, nie wspominając już o mówieniu, bo Harry zamknął mi usta pocałunkiem. Czasem mam wrażenie, że jest idealny. Wiem, że tak nie jest, ale po prostu w niektórych momentach tak właśnie myślę.          
- Love ya. – powiedział i się zaśmiał, cicho i perliście.
- Love you too. – odparłam –Ten koncert na pewno będzie świetny. Jak chyba wszystkie wasze występy. Po raz pierwszy będę na scenie, wiesz? No, to znaczy kiedyś coś tam śpiewałam na szkolnym koncercie, ale to się nie liczy…
- Liczy się, liczy. Grunt, żeby ktoś cię zobaczył. A, no i kiedy spałaś obgadaliśmy z chłopakami pewien pomysł.
- O co chodzi?
- Chcemy, żebyś podczas każdej piosenki zaśpiewała zwrotkę któregoś z nas, jeśli będzie ich miał więcej niż jedną. Czyli będą to w większości moje zwrotki. – uśmiechnął się uroczo, a w jego policzkach ukazały się dołeczki.
- Coo?
*Oczami Harry’ego*
Patrzyłem jak na jej twarz wstępuje wyraz zupełnego zdziwienia. Wyglądała słodko.
- Ale ja nie mogę. Przecież pamiętasz, co powiedział Paul.
- Zasady są po to, żeby je łamać. – uśmiechnąłem się łobuzersko – No prooszę cię… – błagałem, robiąc słodkie oczy. Naprawdę zależało mi na tym, żeby Rebecca śpiewała. Po prostu uważam, że ona na to zasługuje. Paul zachował sie po chamsku, to typ, dla którego liczy się jedynie kasa, nie myśli o ludziach i ich uczuciach. Ale mi zależało na uczuciach mojej dziewczyny. Moja dziewczyna… Jak to dziwnie brzmi, nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. Ona jest wspaniała, ale  ma straszne kompleksy. Chciałbym, żeby przestała myśleć o sobie w ten sposób. Spojrzałem jej wyczekująco w oczy, nadal z miną szczeniaka. Przygryzła wargę.
- Harry, ja…
- Proszę.
- Ale Paul…
- Proszę.
- A co z…
- Proszę.
- Czemu ciągle to powtarzasz?
- Bo cię proszę.
- Ale czemu tak ci na tym zależy?
- Bo cię kocham.
- Ja też cię kocham. – uśmiechnęła się. Wspaniale było słyszeć to z jej ust.
- Powtórz to. – poprosiłem.
- Kocham cię z całego serca i nad życie, Harry. – moje serce zabiło mocniej, słysząc to wyznanie i po prostu ją przytuliłem. Co ja bym zrobił bez tej dziewczyny? Rozjaśniła mi świat.
- Baby you light up my world like nobody else… – zanuciłem cicho, tuląc ją do siebie.
- Harry?
- Tak? – spytałem, nadal jej nie puszczając.
- W jakim mieście gramy?
- W stolicy, Ottawie.
- Achaa… Hazz?
- Mmm?
- Zaraz połamiesz mi żebra.
- Och. Przepraszam. – zmieszałem się i nieco się odsunąłem.                                                         
- Hah, spoko. – zaśmiała się. I  właśnie w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Na litość boską, czy oni zawsze muszą nam przeszkadzać? – jęknąłem. Uwielbiam chłopaków, ale to już przesada, czy ja nie mogę z nią pogadać przez jakiś czas? Rebecca zawołała, żeby weszli.
- Cześć! – uśmiechnął się Liam – Nie przeszkadzamy wam?
- Przeszkadzacie. – mruknąłem.
- Nie gniewaj się, Hazza, mój ty miśku. – Louis mnie objął, a ja odwzajemniłem jego uścisk. Co prawda wolę trzymać w ramionach Rebeccę, ale i tak kocham przytulać Lou. Dziewczyna patrzyła na nas z wyraźnym rozczuleniem, wiem, że rozumie moją szczególną więź z przyjacielem i cieszy się z niej. Przynajmniej nie wyzywa nas od pedałów, jak co niektórzy. W Internecie jest tyle komentarzy i spekulacji na ten temat, że się aż niedobrze robi. Może czasem zachowujemy się dość bezpośrednio, ale tylko jako przyjaciele, jesteśmy dla siebie jak bracia. Kiedy Louis mnie puścił i zobaczyłem uśmiech na jego twarzy, nie mogłem się powstrzymać i   soczyście pocałowałem go w policzek.
- Co robimy przez resztę dnia? – zaciekawił się Zayn, po czym usiadł obok Rebecci.
- Hmm… Nie wiem. – odparł Liam – Jakieś propozycje?
- Nando’s!!! – zawołał Niall. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
- Ja się zgadzam. – powiedziała Rebecca – Możemy iść do Nando’s.
- Hurra! – wykrzyknął Niall i rzucił się jej na szyję.
- No dobra, skoro ona się zgadza, to ja też idę. – wzruszyłem ramionami.
- Ja też. – dodał Louis. Reszta chłopaków także się zgodziła.
- A zanim pójdziemy, to chciałbym wam o czymś powiedzieć… – mruknął Zayn ze wzrokiem wbitym we własne dłonie – Bo ja i Perrie chcemy się pobrać… Jeszcze przed gwiazdką.
Szczęki nam opadły. Dosłownie. Pierwsi zreflektowali się Liam i Rebecca.
- No stary, brawo, to bardzo odpowiedzialna i poważna decyzja, ale myślę, że jesteś… – zanim zdążył dokończyć, dziewczyna rzuciła się Zaynowi na szyję.
- Ojej, ojej, nie wierzę, to wspaniale, naprawdę, tak się cieszę! – wołała radośnie.
- Hej, ja też chcę! – zaśmiałem się i przytuliłem do obojga, chłopaki poszli w moje ślady i już mieliśmy zbiorowego miśka. Jak miło.
*Oczami Rebecci*
- Dobra, ja idę sie przebrać. – zaśmiałam się i jakoś uwolniłam się z uścisku chłopaków. Przebrałam się w łazience, poprawiłam makijaż, spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami i poszłam do salonu.
- Fajnie wyglądasz. – skomplementował mnie Liam.
- Nooo. – potwierdzili chóralnie chłopcy.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się lekko – Idę na spacer z Rose. – dodałam, wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Halo?
- Cześć. Pójdziesz ze mną na spacer? – spytałam, krążąc po pokoju.
- Zaniedbywałaś mnie. Jak mogłaś? – jej głos brzmiał poważnie, jednakże znałam ją na tyle dobrze, że wiedziałam, że żartuje.
- Przepraszam cię moja ukochana przyjaciółko, wybacz mi, prooszę…
- No nie wiem… Wymieniłaś mnie na sesje i wywiady! Widziałam cię w Teen Vogue’u. Na okładce i w środku… Z chłopakami i w ogóle… Ładne bikini. Jak to jest przytulać One Direction w kąpielówkach? – ach, no tak, podczas zdjęcia „Na plażę” musieliśmy ubrać się jak na plażę…
- Fajnie. Czemu interesują cię chłopcy w kąpielówkach? – reszta zespołu spojrzała na siebie ze zdziwieniem, a ja powstrzymałam śmiech i przełączyłam rozmowę na głośnik, o czym oczywiście nie poinformowałam Rose.
- Och, nic, tak pytam, bo wiesz, pewnie te wszystkie fanki ci zazdroszczą i w ogóle…
- Taak, zapewne. To jak, chcesz iść na spacer?
- Aa… Mogę mieć prośbę?
- No jasne, kochana! Co tam? – spytałam, siadając na kanapie między Harry’m a Louisem.
- No bo tak się zastanawiam…
- Noo?
- Czy może nie ściągnęłabyś chłopaków? – spytała niepewnie – No bo wiesz, poznać ich lepiej to byłoby coś naprawdę super i… – i w tym momencie chłopcy i ja nie wytrzymaliśmy i, dusząc się ze śmiechu, zataczaliśmy się po kanapie.
- O ty chamie! – zawołała – Siedzisz tam z nimi i masz to na głośniku!
- Chętnie przyjdziemy, Rose. – wykrztusił Louis – Poznać cię lepiej to byłoby coś… Hahaha… Naprawdę super!
- No wiecie co… Taki numer… Ja z tobą więcej, Becca, nie gadam. – powiedziała obrażona, ale wiedziałam, że tylko udaje, bo nigdy nie potrafiła się na mnie gniewać. Do Lou chyba też nie żywiła zbytniej urazy – No doobra, wybaczam wam. – westchnęła, jakby na potwierdzenie moich myśli.
- Mogę cię zaprosić na jutrzejszy mecz? – spytał nasz piłkarz z uśmiechem.
- Na TWÓJ mecz?! Aaa!!! – pokój wypełnił wrzask mojej przyjaciółki, a gdy przestała się wydzierać zapanowała zupełna cisza. Chłopcy spojrzeli po sobie bezradnie.
- Rose? Czy mamy wezwać karetkę? Jesteś przytomna? – zapytał Harry z lekkim uśmiechem i znów wszyscy się roześmialiśmy.
- Yy… Ja… Nie jestem pewna… Ale… OCZYWIŚCIE, ŻE PRZYJDĘ, LOUIS, UWIELBIAM CIĘ!!!
- No ja ciebie też. – zaśmiał się chłopak.
- To za ile chcecie iść na ten spacer? – spytała.
- Za dwadzieścia minut w Nando’s, a potem do parku, może tak być? – zapytałam, widząc, jak Niall patrzy na mnie zawiedziony. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Tak, jasne. Do zobaczenia.
- Na razie. – rozłączyłam się.
- Twoja przyjaciółka jest zabójcza. – powiedział Harry.
- Taak, no wiem. Rose jest momentami trochę… spontaniczna, ale i tak ją kocham.
- Chodźcie, idziemy, bo się spóźnimy. – ponaglił nas Zayn.
- No jasne, racja. Jedziemy! – zakomenderowałam i podniosłam się z kanapy, a kiedy Harry również wstał, skoczyłam mu na plecy – No dawaj, skarbie! Tylko nie mów, że jestem za ciężka…
- Niee, wprost przeciwnie – zaśmiał się chłopak. – Ile ty właściwie ważysz, co? – spytał, kierując się w stronę drzwi.
- 56 kg. Przy wzroście 168 cm. – uśmiechnęłam się.
- Acha, spoko. – powiedział i ruszyliśmy w stronę ulubionego lokalu Nialla. Ludzie na ulicy dziwnie się na nas patrzyli, ponieważ Hazza nadal niósł mnie na plecach, a jakaś starsza pani skomentowała nas jako „uroczą parę młodzieniaszków”. Kilka osób robiło zdjęcia, a jakaś pani szła ze swoim chyba mężem i cykając nam fotkę szepnęła do niego: „Melanie się ucieszy…” Zapewne mowa o ich córce, fance One Direction. Nie wiem, czy Melanie się ucieszy, w końcu może uważać mnie za wredną sukę, jak co niektóre fanki, ale z pewnością ją to zainteresuje. Oczywiście, gdy zobaczyła nas grupka dziewczyn, zaczęły wszystkie krzyczeć.
- O Boże, patrzcie, to One Direction! Harry niesie Rebeccę! – zawołała jakaś brunetka.
- Mówiłam wam, że oni są razem. – wywróciła oczami jej ruda koleżanka.
- To jeszcze o niczym nie świadczy. – uniosła brwi blondynka.
- No błagam cię, Cornelia. On ją niesie na plecach przez miasto. To logiczne, ze jest między nimi jakaś chemia, jeśli nie coś więcej. – sprzeczały się dalej, a my tymczasem podpisaliśmy mnóstwo kartek, policzków, plakatów, zdjęć i pamiętników. Kto nosi złożony plakat w portfelu? Złożyłam podpis nawet na numerze Teen Vogue’a, w którym mieliśmy sesję. Kiedy w końcu udało nam się jakoś od nich uwolnić, zjedliśmy w Nando’s i byliśmy na spacerze. Oczywiście w parku zauważyli nas fotoreporterzy, a jakżeby inaczej. Jednakże w końcu ich spławiliśmy i ruszyliśmy dalej. Rose wpadła w jakąś totalną ekstazę i kiedy wieczorem rozmawiałyśmy przez telefon, wciąż darła się do słuchawki. Ja nie mogę z tą dziewczyną… A jutro wielki mecz Louisa. Jestem pewna, że świetnie się spisze.

 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Pierwszy raz dodałam fragment oczami Harry'ego, jak m poszło? Mam nadal od czasu do czasu pisać coś jego oczami, czy jednak pozostać wyłącznie przy Rebecce? Piszcie! :*

4 komentarze:

  1. Masz super blog, zapraszam do siebie: http://oczywampira2.blogspot.com/ . Dopiero zaczynam, gdybyś była taka miła i zostawiła niedługo komentarz, bardzo bym się ucieszyła. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń