sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział I - Zdziwienie chyba byłoby mniejsze, gdyby oznajmił im, że dostają żyrafę...

- Mam wam coś do powiedzenia. - usłyszałam głos mojego nowego menadżera - Otóż ostatnio dawno nie pisali o was w mediach, więc postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce. Zrobimy wokół was trochę szumu.
- Co masz na myśli? - spytał Louis. Boże, jak ja się denerwuję...
- Nową osobę w zespole. - rzucił Higgins.
Po tych słowach dało się słyszeć chóralne "COO?!". Nie zdziwiłam się ani trochę, na miejscu chłopaków z One Direction pewnie zareagowałabym tak samo.
- Jak to nową osobę w zespole? Kto to jest?
- I skąd się tu wziął?
- Skąd go znasz? Chyba nie podpisałeś z nim jeszcze kontraktu?! - chłopcy prześcigali się w pytaniach o mnie i pewnie trwałoby to dłużej, gdyby Paul im nie przerwał.
- Uspokójcie się trochę. Niestety muszę cię zmartwić, Zayn, podpisałem już kontrakt. A zanim rzucicie się na mnie z oskarżeniami, poznajcie osobę, o której mowa. Chodź do nas! - usłyszałam, a serce skoczyło mi do gardła. Niepewnie wyszłam zza rogu i stanęłam obok menadżera przed całym One Direction. Chłopakom oczy wyszły na wierzch. Strasznie się stresowałam, to był moment mojego życia. Spojrzałam na swoje ciuchy. Chyba dobrze się prezentowałam.
- Ale to jest dziewczyna! - wypalił Niall, a Liam spojrzał na niego karcąco.
- Eee... To znaczy przepraszam, nie chciałem cię urazić... - zaczął usprawiedliwiać się chłopak.
- W porządku, rozumiem, na waszym miejscu zareagowałabym tak samo i... - w tym momencie stojący obok mnie mężczyzna przerwał mi.
- Może zanim się poznacie wyjaśnię parę kwestii praktycznych. - zaproponował. Wszyscy w milczeniu kiwnęliśmy głowami - Otóż rola Rebecci w zespole będzie symboliczna i czysto teoretyczna. Będzie śpiewać wyłącznie refreny, zadbamy o to, żeby nie było jej słychać, właściwie to może nawet jedynie ruszać ustami. Żadnych solówek. Jeśli chodzi o teledyski do nowych piosenek to będzie występowała w nich jak stażystka w tle i śpiewała lub ruszała ustami jedynie podczas refrenu. Macie zachować swoje unikatowe brzmienie, dlatego nie może być słychać jej damskiego głosu. A teraz przedstaw im się, Rebecca. - zakończył i oddał mi głos. Było mi przykro, nie tego się spodziewałam, miało być inaczej. To znaczy, może Higgins tak to zaplanował od początku, ale ja zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że będę śpiewać w zespole, że stanę się jego pełnoprawnym członkiem gdy tylko chłopcy mnie zaakceptują. Błąd, będzie wprost przeciwnie. Ale ja byłam naiwna. No cóż, nie czas na lamenty, muszę coś im powiedzieć. Chrząknęłam i spojrzałam na całe swoje audytorium.
- Więc tak: Nazywam się Rebecca Anne Collins, mam 19 lat, Modest wyciągnął mnie z X-Factor. Śpiewam bo lubię, gram na gitarze... No i to chyba wszystko co mogę o sobie powiedzieć, nie należę do najciekawszych osób. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Każdy z chłopaków podał mi rękę i wyłożył swoje imię i nazwisko, choć wiedzieli, że je znam. Głupio się czułam.
- Tak, to bardzo miłe powitanie, ale muszę wam przerwać. - westchnął Paul - Sprawy mają się następująco: Macie razem występować, razem jeździć w trasy i razem mieszkać, a także...
- COO?! - tym razem i ja dołączyłam się do "COO?!", John nie mówił mi nic o tym ostatnim. Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, zwłaszcza, że fankom One Direction raczej się nie spodoba.
- Nie rozumiem waszego problemu. - wzruszył ramionami mężczyzna - A poza tym, chciałem jeszcze powiedzieć, że macie nie mieć żadnych oporów przed obejmowaniem się podczas pozowania do zdjęć. - dodał. Ale nikogo teraz nie obchodziły sesje zdjęciowe, głównym tematem było mieszkanie razem!
- Czy nie uważasz, że to trochę dziwne? - Liam próbował spokojnie wytłumaczyć menadżerowi nasz punkt widzenia - Ludzie i media będą wciąż o tym rozmawiać, bulwersować się i...
- I bardzo dobrze! - zawołał uradowany Higgins - Właśnie o to chodzi, media w końcu się wami zainteresują i może potrwać to dłużej, bo będą ciekawe co z tego wyjdzie i czy wywiąże się jakiś romans. Swoją drogą, moglibyśmy zorganizować romans, ale to później, kiedy już im się przeje mieszkanie razem.
On myśli jedynie o własnych zarobkach. Ma gdzieś mnie i chłopaków z One Direction, ma gdzieś fanów.
- Ale czy nie uważasz, że fani mogą postrzegać jako niemoralne mieszkanie pięciu chłopaków i jednej dziewczyny razem? - Liam nadal desperacko próbował ratować sytuację.
- Nie, nie uważam. - Paul upierał się przy swoim - Mieszkacie razem i koniec. Teraz bądź tak dobra, Rebecco i jedź do siebie się spakować. Louis po ciebie przyjedzie, tylko podaj mu swój adres. Ja muszę już iść, jestem umówiony na spotkanie marketingowe. Do zobaczenia, One Direction. - pożegnał się i wyszedł. Westchnęłam. Byłam wkurzona, bo narzucał nam coś, nikogo nie pytał o zdanie, nikt go nie interesował.
- Słuchajcie, rozumiem wasze zdenerwowanie, wcześniej byliście boysbandem, a teraz jesteście jakimś nie wiadomo czym. Przepraszam, że zgodziłam się na kontrakt, ale to była dla mnie niepowtarzalna szansa. Wiecie, młoda, szalona, idzie do X-Factor w pogoni za marzeniami. Nagle niespodziewana propozycja, która może zmienić całe jej życie na lepsze. W porywie radosnego impulsu zgadza się, potem podpisuje kontrakt uwiedziona życiem gwiazd... - przedstawiłam całą swoją historię jednym tchem - Nie wiedziałam, że to tak będzie wyglądało. Postaram się wam nie zawadzać, zresztą i tak jestem tu tylko do robienia wokół was medialnego szumu. Oczywiście nie uprzedzono mnie o tym, a jakżeby inaczej. Pośpiewam to ja sobie chyba tylko pod prysznicem. - mruknęłam sarkastycznie. Zayn podszedł do mnie.
- W porządku, my również przepraszamy, byliśmy chamscy. Wiemy co czułaś, też tak mieliśmy, gdy Simon Cowell utworzył nasz zespół, byliśmy opici szczęściem. - uśmiechnęłam się lekko, nieco pocieszona słowami chłopaka. Po chwili do Zayna przyłączył się Harry, który poklepał mnie po ramieniu.
- Nie denerwuj się. - poradził - Będzie dobrze.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego i wręczyłam Louisowi karteczkę z moim adresem. Z zespołu to właśnie Harry zawsze najbardziej mi się podobał.
- Obiecuję, że niedługo kupię sobie samochód i już nie będziesz musiał mnie nigdzie zawozić. - zwróciłam się do Louisa, na co ten się roześmiał.
- W porządku, ale póki co nie stresuj się, to dla mnie żaden problem.
- Dzięki. - odparłam i skierowałam się do wyjścia.
- Poczekaj! - usłyszałam głos chłopaka. Odwróciłam się.
- Tak? - spytałam.
- Jak tu przyjechałaś?
- Autobusem, z przyjaciółką.
- To może zawiozę was do ciebie? - zaofiarował się - Ona gdzieś tu jest?
- Tak, czeka na ławce przed budynkiem i wcina bułkę. Ale nie chcę robić ci problemu, przecież możemy wrócić same, już i tak wystarczy, że mnie do was zawozisz... - naprawdę nie chciałam przysparzać mu kłopotów. Nie dość, że wpakowuję mu się z butami do dobrze zorganizowanego zespołu i niszczę im wszystkim porządek, to jeszcze będę go ciągać do mojego domu i z powrotem.
- Oj daj spokój, jaki tam problem. Jedziemy! - zakomenderował i pociągnął mnie na dół, bo znajdowaliśmy się na pierwszym piętrze. Byłam mu wdzięczna. Recepcjonistki biura Modestu patrzyły dziwnie na ciągnącego mnie za rękę Louisa.
- Jego nowa dziewczyna? - usłyszałam szept jednej z nich. Zignorowałam to. W końcu wyszliśmy z budynku. Gdy moja kochana BFF nas zobaczyła bułka wypadła jej z ręki, a szczęka momentalnie opadła. Dosłownie. Jej mina była bezcenna i ledwo powstrzymywałam chichot. Louis puścił moją rękę i wyciągnął swoją do totalnie zszokowanej dziewczyny.
- Cześć. - uśmiechnął się nadzwyczaj uroczo - Jestem Louis. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebym podwiózł ciebie i Rebeccę do jej domu? - spytał. Moja przyjaciółka wstała i podała mu rękę. Chyba otrząsnęła się już trochę z szoku.
- Jestem Rose i oczywiście nie mam nic przeciwko, to dla mnie zaszczyt poznać cię.
Louis roześmiał się.
- Bez przesady, jestem normalnym chłopakiem, jak każdy inny. To co, jedziemy? - zapytał wyciągając kluczyki do auta.
- Jasne, chodźmy. - odparłam i ruszyliśmy do jego samochodu. Przez całą drogę gadaliśmy o różnych rzeczach, a Louis opowiadał mi o życiu w zespole, o trasach koncertowych i fankach, które gotowe są zabić, byleby chociaż zobaczyć swoich idoli. Mimo wszystkich wad takiego życia wyjątkowo mnie ono pociągało. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce zaprosiłam chłopaka do salonu, nalałam mu coli, na stoliku położyłam talerz z różnorodnymi ciastkami, wręczyłam mu pilota do telewizora i razem z Rose poszłam się spakować. Zajęło mi to zaledwie pół godziny, a to dlatego, że nie wybierałam godzinami co mam zabrać, tylko po prostu po kolei wpakowywałam wszystkie swoje rzeczy do walizek, których ostatecznie zabrałam osiem, a pewnie będzie dziewięć, bo część moich ubrań jest jeszcze w praniu. Moja przyjaciółka pomogła mi znieść wszystkie rzeczy po schodach. Gdy Louis zobaczył ilość moich toreb wytrzeszczył oczy. Wyglądał komicznie.
- Matko, aż tyle? Co ty tam włożyłaś?!
- Ciuchy, buty, torebki, kosmetyki i inne pierdoły. - wzruszyłam ramionami - W każdym razie możemy już jechać. Daleko mieszkacie?
- Nie bardzo. Daj, pomogę ci z tymi walizkami. - stwierdził i nim zdążyłam zaprotestować zgarnął mi dwie torby sprzed nosa. W sumie to nie lubię jak ktoś pomaga mi w noszeniu jakichś rzeczy, bo wychodzi na to, że jestem słaba, a nie jestem. Ostatecznie ja i Rose wzięłyśmy kolejne cztery, potem Louis dwie i cały bagaż miałam spakowany. Gdy Rose chciała sobie pójść chłopak zaprosił ją do siebie, a ta prawie się przewróciła z zaskoczenia  i ze szczęścia.
- Ja w domu One Direction?! - zapiszczała - Eee... To znaczy chętnie, dziękuję. - dziewczyna zaczęła bawić się zawieszką przy bransoletce, jak zawsze gdy się denerwowała. Ona jest po prostu urocza. Weszłyśmy razem z Louisem do ich domu. W sumie to teraz też mój dom. Był piękny, naprawdę.
- Macie jakiś wolny pokój, który  mogłabym zająć?
- Jasne, zaprowadzę cię. - uśmiechnął się Lou. Reszta chłopaków pomogła mi z bagażami. Kiedy tylko przekroczyłam próg danego mi pomieszczenia, pokochałam je. Dwie ściany limonkowe, dwie fioletowe. Gładkie, lśniące, białe meble, plastikowy żyrandol, szerokie białe łóżko i miękki, biały dywan z frędzli.
- Podoba ci się? - spytał Harry z uśmiechem.
- Jest... Jest piękny, dziękuję! - zawołałam z radością.
- To ty się rozpakuj, a ja zrobię coś do jedzenia! - Niall zatarł ręce i wyszedł z pokoju.

- Dobra, chłopaki, zmywamy się, dajmy jej trochę prywatności. - powiedział Liam, po czym zwrócił się do mnie - Jak skończysz to przyjdź na obiad. - wszyscy z wyjątkiem Rose wyszli. Uradowana spojrzałam na zegarek - 11:14.

1 komentarz: