- Mam wam coś do powiedzenia.
- usłyszałam głos mojego nowego menadżera - Otóż ostatnio dawno nie pisali o
was w mediach, więc postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce. Zrobimy wokół was
trochę szumu.
- Co masz na myśli? - spytał
Louis. Boże, jak ja się denerwuję...
- Nową osobę w zespole. -
rzucił Higgins.
Po tych słowach dało się słyszeć
chóralne "COO?!". Nie zdziwiłam się ani trochę, na miejscu chłopaków
z One Direction pewnie zareagowałabym tak samo.
- Jak to nową osobę w
zespole? Kto to jest?
- I skąd się tu wziął?
- Skąd go znasz? Chyba nie
podpisałeś z nim jeszcze kontraktu?! - chłopcy prześcigali się w pytaniach o
mnie i pewnie trwałoby to dłużej, gdyby Paul im nie przerwał.
- Uspokójcie się trochę.
Niestety muszę cię zmartwić, Zayn, podpisałem już kontrakt. A zanim rzucicie
się na mnie z oskarżeniami, poznajcie osobę, o której mowa. Chodź do nas! -
usłyszałam, a serce skoczyło mi do gardła. Niepewnie wyszłam zza rogu i
stanęłam obok menadżera przed całym One Direction. Chłopakom oczy wyszły na
wierzch. Strasznie się stresowałam, to był moment mojego życia. Spojrzałam na
swoje ciuchy. Chyba dobrze się prezentowałam.
- Ale to jest dziewczyna! -
wypalił Niall, a Liam spojrzał na niego karcąco.
- Eee... To znaczy
przepraszam, nie chciałem cię urazić... - zaczął usprawiedliwiać się chłopak.
- W porządku, rozumiem, na
waszym miejscu zareagowałabym tak samo i... - w tym momencie stojący obok mnie
mężczyzna przerwał mi.
- Może zanim się poznacie
wyjaśnię parę kwestii praktycznych. - zaproponował. Wszyscy w milczeniu
kiwnęliśmy głowami - Otóż rola Rebecci w zespole będzie symboliczna i czysto
teoretyczna. Będzie śpiewać wyłącznie refreny, zadbamy o to, żeby nie było jej
słychać, właściwie to może nawet jedynie ruszać ustami. Żadnych solówek. Jeśli
chodzi o teledyski do nowych piosenek to będzie występowała w nich jak
stażystka w tle i śpiewała lub ruszała ustami jedynie podczas refrenu. Macie
zachować swoje unikatowe brzmienie, dlatego nie może być słychać jej damskiego
głosu. A teraz przedstaw im się, Rebecca. - zakończył i oddał mi głos. Było mi
przykro, nie tego się spodziewałam, miało być inaczej. To znaczy, może Higgins tak to zaplanował od początku, ale ja zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam.
Myślałam, że będę śpiewać w zespole, że stanę się jego pełnoprawnym członkiem
gdy tylko chłopcy mnie zaakceptują. Błąd, będzie wprost przeciwnie. Ale ja
byłam naiwna. No cóż, nie czas na lamenty, muszę coś im powiedzieć. Chrząknęłam
i spojrzałam na całe swoje audytorium.
- Więc tak: Nazywam się
Rebecca Anne Collins, mam 19 lat, Modest wyciągnął mnie z X-Factor. Śpiewam bo
lubię, gram na gitarze... No i to chyba wszystko co mogę o sobie powiedzieć,
nie należę do najciekawszych osób. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Każdy z
chłopaków podał mi rękę i wyłożył swoje imię i nazwisko, choć wiedzieli, że je
znam. Głupio się czułam.
- Tak, to bardzo miłe
powitanie, ale muszę wam przerwać. - westchnął Paul - Sprawy mają się
następująco: Macie razem występować, razem jeździć w trasy i razem mieszkać, a
także...
- COO?! - tym razem i ja
dołączyłam się do "COO?!", John nie mówił mi nic o tym ostatnim. Nie
sądzę, żeby to był dobry pomysł, zwłaszcza, że fankom One Direction raczej się
nie spodoba.
- Nie rozumiem waszego
problemu. - wzruszył ramionami mężczyzna - A poza tym, chciałem jeszcze
powiedzieć, że macie nie mieć żadnych oporów przed obejmowaniem się podczas
pozowania do zdjęć. - dodał. Ale nikogo teraz nie obchodziły sesje zdjęciowe,
głównym tematem było mieszkanie razem!
- Czy nie uważasz, że to
trochę dziwne? - Liam próbował spokojnie wytłumaczyć menadżerowi nasz punkt
widzenia - Ludzie i media będą wciąż o tym rozmawiać, bulwersować się i...
- I bardzo dobrze! - zawołał
uradowany Higgins - Właśnie o to chodzi, media w końcu się wami zainteresują i
może potrwać to dłużej, bo będą ciekawe co z tego wyjdzie i czy wywiąże się
jakiś romans. Swoją drogą, moglibyśmy zorganizować romans, ale to później,
kiedy już im się przeje mieszkanie razem.
On myśli jedynie o własnych
zarobkach. Ma gdzieś mnie i chłopaków z One Direction, ma gdzieś fanów.
- Ale czy nie uważasz, że
fani mogą postrzegać jako niemoralne mieszkanie pięciu chłopaków i jednej
dziewczyny razem? - Liam nadal desperacko próbował ratować sytuację.
- Nie, nie uważam. - Paul upierał się przy swoim - Mieszkacie razem i koniec. Teraz bądź tak dobra,
Rebecco i jedź do siebie się spakować. Louis po ciebie przyjedzie, tylko podaj
mu swój adres. Ja muszę już iść, jestem umówiony na spotkanie marketingowe. Do
zobaczenia, One Direction. - pożegnał się i wyszedł. Westchnęłam. Byłam wkurzona,
bo narzucał nam coś, nikogo nie pytał o zdanie, nikt go nie interesował.
- Słuchajcie, rozumiem wasze
zdenerwowanie, wcześniej byliście boysbandem, a teraz jesteście jakimś nie
wiadomo czym. Przepraszam, że zgodziłam się na kontrakt, ale to była dla mnie
niepowtarzalna szansa. Wiecie, młoda, szalona, idzie do X-Factor w pogoni za
marzeniami. Nagle niespodziewana propozycja, która może zmienić całe jej życie
na lepsze. W porywie radosnego impulsu zgadza się, potem podpisuje kontrakt
uwiedziona życiem gwiazd... - przedstawiłam całą swoją historię jednym tchem -
Nie wiedziałam, że to tak będzie wyglądało. Postaram się wam nie zawadzać,
zresztą i tak jestem tu tylko do robienia wokół was medialnego szumu.
Oczywiście nie uprzedzono mnie o tym, a jakżeby inaczej. Pośpiewam to ja sobie
chyba tylko pod prysznicem. - mruknęłam sarkastycznie. Zayn podszedł do mnie.
- W porządku, my również
przepraszamy, byliśmy chamscy. Wiemy co czułaś, też tak mieliśmy, gdy Simon
Cowell utworzył nasz zespół, byliśmy opici szczęściem. - uśmiechnęłam się
lekko, nieco pocieszona słowami chłopaka. Po chwili do Zayna przyłączył się
Harry, który poklepał mnie po ramieniu.
- Nie denerwuj się. -
poradził - Będzie dobrze.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się
do niego i wręczyłam Louisowi karteczkę z moim adresem. Z zespołu to właśnie
Harry zawsze najbardziej mi się podobał.
- Obiecuję, że niedługo kupię
sobie samochód i już nie będziesz musiał mnie nigdzie zawozić. - zwróciłam się
do Louisa, na co ten się roześmiał.
- W porządku, ale póki co nie
stresuj się, to dla mnie żaden problem.
- Dzięki. - odparłam i
skierowałam się do wyjścia.
- Poczekaj! - usłyszałam głos
chłopaka. Odwróciłam się.
- Tak? - spytałam.
- Jak tu przyjechałaś?
- Autobusem, z przyjaciółką.
- To może zawiozę was do
ciebie? - zaofiarował się - Ona gdzieś tu jest?
- Tak, czeka na ławce przed
budynkiem i wcina bułkę. Ale nie chcę robić ci problemu, przecież możemy wrócić
same, już i tak wystarczy, że mnie do was zawozisz... - naprawdę nie chciałam
przysparzać mu kłopotów. Nie dość, że wpakowuję mu się z butami do dobrze
zorganizowanego zespołu i niszczę im wszystkim porządek, to jeszcze będę go
ciągać do mojego domu i z powrotem.
- Oj daj spokój, jaki tam
problem. Jedziemy! - zakomenderował i pociągnął mnie na dół, bo znajdowaliśmy
się na pierwszym piętrze. Byłam mu wdzięczna. Recepcjonistki biura Modestu
patrzyły dziwnie na ciągnącego mnie za rękę Louisa.
- Jego nowa dziewczyna? -
usłyszałam szept jednej z nich. Zignorowałam to. W końcu wyszliśmy z budynku.
Gdy moja kochana BFF nas zobaczyła bułka wypadła jej z ręki, a szczęka
momentalnie opadła. Dosłownie. Jej mina była bezcenna i ledwo powstrzymywałam
chichot. Louis puścił moją rękę i wyciągnął swoją do totalnie zszokowanej
dziewczyny.
- Cześć. - uśmiechnął się
nadzwyczaj uroczo - Jestem Louis. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu,
żebym podwiózł ciebie i Rebeccę do jej domu? - spytał. Moja przyjaciółka wstała
i podała mu rękę. Chyba otrząsnęła się już trochę z szoku.
- Jestem Rose i oczywiście
nie mam nic przeciwko, to dla mnie zaszczyt poznać cię.
Louis roześmiał się.
- Bez przesady, jestem
normalnym chłopakiem, jak każdy inny. To co, jedziemy? - zapytał wyciągając
kluczyki do auta.
- Jasne, chodźmy. - odparłam
i ruszyliśmy do jego samochodu. Przez całą drogę gadaliśmy o różnych rzeczach,
a Louis opowiadał mi o życiu w zespole, o trasach koncertowych i fankach, które
gotowe są zabić, byleby chociaż zobaczyć swoich idoli. Mimo wszystkich wad
takiego życia wyjątkowo mnie ono pociągało. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce
zaprosiłam chłopaka do salonu, nalałam mu coli, na stoliku położyłam talerz z
różnorodnymi ciastkami, wręczyłam mu pilota do telewizora i razem z Rose
poszłam się spakować. Zajęło mi to zaledwie pół godziny, a to dlatego, że nie
wybierałam godzinami co mam zabrać, tylko po prostu po kolei wpakowywałam
wszystkie swoje rzeczy do walizek, których ostatecznie zabrałam osiem, a pewnie
będzie dziewięć, bo część moich ubrań jest jeszcze w praniu. Moja przyjaciółka
pomogła mi znieść wszystkie rzeczy po schodach. Gdy Louis zobaczył ilość moich
toreb wytrzeszczył oczy. Wyglądał komicznie.
- Matko, aż tyle? Co ty tam
włożyłaś?!
- Ciuchy, buty, torebki,
kosmetyki i inne pierdoły. - wzruszyłam ramionami - W każdym razie możemy już
jechać. Daleko mieszkacie?
- Nie bardzo. Daj, pomogę ci
z tymi walizkami. - stwierdził i nim zdążyłam zaprotestować zgarnął mi dwie
torby sprzed nosa. W sumie to nie lubię jak ktoś pomaga mi w noszeniu jakichś rzeczy,
bo wychodzi na to, że jestem słaba, a nie jestem. Ostatecznie ja i Rose
wzięłyśmy kolejne cztery, potem Louis dwie i cały bagaż miałam spakowany. Gdy
Rose chciała sobie pójść chłopak zaprosił ją do siebie, a ta prawie się
przewróciła z zaskoczenia i ze
szczęścia.
- Ja w domu One Direction?! -
zapiszczała - Eee... To znaczy chętnie, dziękuję. - dziewczyna zaczęła bawić
się zawieszką przy bransoletce, jak zawsze gdy się denerwowała. Ona jest po
prostu urocza. Weszłyśmy razem z Louisem do ich domu. W sumie to teraz też mój
dom. Był piękny, naprawdę.
- Macie jakiś wolny pokój,
który mogłabym zająć?
- Jasne, zaprowadzę cię. -
uśmiechnął się Lou. Reszta chłopaków pomogła mi z bagażami. Kiedy tylko
przekroczyłam próg danego mi pomieszczenia, pokochałam je. Dwie ściany
limonkowe, dwie fioletowe. Gładkie, lśniące, białe meble, plastikowy żyrandol,
szerokie białe łóżko i miękki, biały dywan z frędzli.
- Podoba ci się? - spytał
Harry z uśmiechem.
- Jest... Jest piękny,
dziękuję! - zawołałam z radością.
- To ty się rozpakuj, a ja
zrobię coś do jedzenia! - Niall zatarł ręce i wyszedł z pokoju.
- Dobra, chłopaki, zmywamy
się, dajmy jej trochę prywatności. - powiedział Liam, po czym zwrócił się do
mnie - Jak skończysz to przyjdź na obiad. - wszyscy z wyjątkiem Rose wyszli.
Uradowana spojrzałam na zegarek - 11:14.
Fajny rozdział i fajny pomysł :D
OdpowiedzUsuńPamii. :D